Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/184

Ta strona została przepisana.

tak wielką, jak jej twarzyczka. Podniosła uroczo rączki, bo była tancerką, a także nóżkę rzuciła tak wysoko w górę, że żołnierz nie mógł jej dostrzec i myślał, iż jak on, posiada tylko jedną nogę.
— Byłaby z niej w sam raz żona dla mnie, — westchnął. — Tylko za wielka to pani, mieszka w pałacu, ja zaś w pudełku, wraz z dwudziestu czterema innymi. ...Gdziebym ją podział? Ale muszę się koniecznie z nią zaznajomić.
To rzekłszy, legł jak długi za tabakierką i z tego ukrycia patrzył nieustannie na piękną damę, stojącą wytrwale na jednej nodze, bez stracenia równowagi.
Pewnego wieczoru włożono do pudełka dwudziestu- czterech żołnierzy i wszyscy mieszkańcy domu poszli spać. Gdy noc nastała głęboka, ożyły wszystkie zabawki, szkatułka grająca zaczęła wydzwaniać różne piosenki, a żołnierze łomotali w pudełku, bo chcieli wziąć udział w zabawie. Ale nie mogli podnieść wieczka. Dziadek do orzechów wycinał koziołki, a rysik biegał ochoczo po tabliczce. Powstał taki hałas, że zbudzony kanarek jął świegotać i to wierszem. Bez ruchu pozostali jeno cynowy żołnierz ukryty za tabakierką i tancerka w pałacowej bramie. Stała prosta jak świeczka, z wzniesionemi ramionami i nóżką wyrzuconą w powietrze, on zaś nie spuszczał z niej oka.
Wybiła północ i... nagle... trzask... odskoczyło wieczko tabakierki. Ale nie było w niej tabaki, tylko mały, czarny djablik.
— Wypatrzysz sobie oczy! — powiedział djablik do żołnierza.
Żołnierz udał, że nie słyszy.
— Zaczekaj do rana, a zobaczysz, co się stanie! — pogroził mu djablik.