Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/187

Ta strona została przepisana.

Ryba rzucała się, robiła ogromne skoki, w końcu jednak uspokoiła się zupełnie i zmartwiała. Przez jakiś czas panowała cisza i noc. Aż nagle błysło światło i ktoś zawołał:
— Żołnierz cynowy!
Ryba została złapana, sprzedana i zaniesiona do kuchni, gdzie j ą rozpłatano wielkim nożem. Kucharka ujęła żołnierza wpół i zaniosła do pokoju. Wszyscy patrzyli z zaciekawieniem na żołnierza, który odbył tak dziwną podróż w brzuchu ryby. Ale żołnierz nie był z tego dumny. Postawiono go na stole i... o dziwo!... cóż za niezwykłe koleje losu.. ujrzał ten sam pokój, gdzie był dawniej, te same dzieci i te same zabawki, a zwłaszcza wspaniały pałac z papieru i uroczą tancerkę. Stała ciągle jeszcze na jednej nodze, drugą wznosząc w powietrze, okazała zatem jak i on wielką dzielność i wytrwałość. Wzruszyło to tak dalece cynowego żołnierza, że omal nie uronił cynowej łzy, ale powstrzymał się, albowiem płakać mu nie wypadało. Patrzył na nią, a ona na niego, ale nie przemówili do siebie słowa.
Nagle jeden z chłopców chwycił żołnierza i cisnął go, bez żadnego powodu prosto w piec. Pewnie stało się to za sprawą czarnego djablika, ukrytego w tabakierce.
Żołnierz znalazł się wśród oślepiającego blasku i nieznośnego żaru, nie wiedział, czy go tak pali ogień, czy płomienna miłość dla tancerki. Wszystkie barwy zeń zeszły, a stało się to skutkiem przygód podróży, lub może głębokiego smutku, iż tak kończy życie. Patrzył na uroczą tancerkę, a ona na niego. Czuł, że topnieje, ale i teraz stał dzielnie i wytrwale z karabinem w dłoniach.