A kiedy po ukończeniu szkółki matka chciała go oddać w naukę do krawca, rzucił się matce do nóg i zawołał z płaczem:
— Matulu, nie do krawca, w świat pójdę i muszę być sławny, bo tak tatulo nakazał...
I wtedy w ubogiej izdebce stał się znowu dziw nad dziwy. W jednej chwili zajaśniała wielka światłość i jakby z pod ziemi wyrosła, ukazała się ponownie prześliczna Dobra Wróżka. Nad płową głową Janka wyciągnęła dłonie z złotą koroną i rzekła:
Dar królewski ci przyrzekłam:
Masz koronę w złotej jaśni,
Najsławniejszym będziesz w świecie,
W złud królestwie — królem baśni.
Idź w świat wielki na trud wszelki,
Po największą sławę w świecie,
Będziesz królem krain baśni,
Znać cię będzie każde dziecię!
I zaledwie tajemnicze te słowa Dobra Wróżka wypowiedziała, znikła, rozwiała się w powietrzu. I wtedy dopiero ocknęli się z zdziwienia Janek i matka, i nie wiedzeli, czy sen to był, czy jawa. Ale wtedy też rozgrzało się serce matczyne, i ogniem wielkim rozgorzało serce Jankowe. Matka, jakby oczarowana, spakowała jego ubranka w nędzny tłumoczek i zaprowadziła go do pocztarka, który zawiózł Janka za darmo do wielkiego miasta stołecznego.
Znalazł się Janek w stolicy sam jeden, bez przyjaciół, bez krewnych, bez znajomych. Chłopiec czternastoletni z tłumoczkiem w ręku i trzynastu talarami w kieszeni szedł na spotkanie sławy.