Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/196

Ta strona została przepisana.

Skrzesał ognia i zaraz stanął przed nim pies z oczyma jak filiżanki.
— Jest wprawdzie noc, — powiedział mu żołnierz — ale mimo to radbym zobaczyć królewnę, bodaj na małą chwileczkę.
Pies znikł, a za moment wrócił z królewną. Siedziała, śpiąc na grzbiecie psa, a była tak piękna, że każdy musiał w niej poznać prawdziwą królewnę. Żołnierz nie mógł się przemóc, by jej nie pocałować, bo był on prawdziwym żołnierzem.
Pies oddalił się potem z królewną. Gdy nastał ranek, zasiedli król, królowa i królewna do śniadania. Pijąc kawę, opowiadała królewna rodzicom, że miała dziwny sen. Oto jechała w nocy na grzbiecie psa, a potem pocałował ją żołnierz.
Ładna historja! — oburzyła się królowa.
Polecono jednej starej damie dworskiej czuwać przy łóżku królewny, aby stwierdzić, czy był to sen, czy może coś innego.
Żołnierz zapragnął także następnej nocy widzieć królewnę. Pies porwał ją, ale stara dama wdziała kalosze i pobiegła za nim. Spostrzegłszy, że pies wpadł do jednego z domów, pomyślała:
— Już wiem, gdzie jest królewna.
Potem zrobiła na drzwiach domu kredą krzyż i poszła spać, a pies niedługo potem odniósł królewnę do zamku. Pies zauważył jednak znak krzyża zrobiony kredą na drzwiach domu, gdzie mieszkał żołnierz, wziął tedy także kawałek kredy i porobił znaki krzyża na wszystkich domach miasta. Mądrze postąpił pies, bo przeto stara dama nie mogła odnaleć właściwego domu.