Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/224

Ta strona została skorygowana.

przyjezdni wzywali go do siebie, zakupując to małe rzeźbione domki, to inne drobiazgi. Malcowi szczęściło się w handlu, sam nie wiedział dlaczego.
Na stoku góry mieszkał jego dziadek rzeźbiarz, zręczny, a wielka szafa pełna była prac jego. Były tam dziadki do orzechów, noże, widelce, szkatułki, skaczące gemzy, wszystko to radowało oczy chłopca. Z największem zainteresowaniem spogladął on jednak na wielką strzelbę, zawieszoną pod samym pułapem. Wiedział od dziadka, że ją dostanie, musiał jednak przedtem doróść i nauczyć się władać bronią.
Rudi był mały, ale sprytny, to też we wczesnym już wieku powierzono mu pasenie kóz, a jeśli wspinanie się po skałach zaliczać można do zalet pasterza, to był nim Rudi niewątpliwie. Nieraz prześcigał zręcznością kozy, wybierał gniazda ptasie zawieszone w koronach drzew, a przytem był zawsze poważny i skupiony. Uśmiech opromieniał twarz jego wówczas tylko, gdy stał nad szumiącym wodospadem, lub słuchał huku lawiny. Z innemi dziećmi wdawał się niechętnie, handel go nie pociągał, wolał wędrować samotnie po górach, lub słuchać opowiadań dziadka o rodzie swym, który wywodził się pono z dalekiej Północy, kędy żyją Szwedowie, a w Szwajcarji osiadł w późniejszych dopiero czasach. Trudno to było pojąć, lecz Rudi rozumiał wszystko. Żył w wielkiej przyjaźni z psem Ajolą, pozostawionym przez zmarłego ojca oraz kotem, który go nauczył jak należy wspinać się na niedostępne szczyty.
— Chodź ze mną na dach! — mawiał nieraz kot.
Rudi rozumiał, jak każde pono dziecko, mowę zwierząt. Gdy się jest małym, pojmuje się wszystko, a nawet laska dziadka przybiera nieraz postać konia z no-