Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/236

Ta strona została skorygowana.

młodsze. Był śmiały, wesoły, ogorzały, miał białe zęby, a czarne błyszczące oczy. Skakał w lodowatą wodę, pływał jak ryba, pełzał po skalnych ścianach, jak ślimak, mięśnie jego były stalowe, a skoków wyuczył się zrazu od kota, potem zaś od gemz. Uznano go za najlepszego przewodnika i mógłby dojść do znacznego majątku. Nie brał się natomiast do bednarstwa, chociaż znał je od wuja. Zamiłowanie do polowania na gemzy przynosiło mu sporo grosza, tak że nie było w całej okolicy lepszego kandydata na małżonka. Dziewczęta marzyły o nim we śnie i na jawie.
W pobliżu miejscowości Bex, stał pośród wielkich drzew orzechowych, nad rwącym potokiem, dom bogatego młynarza Müllera. Był to okazały budynek trzy piętrowy z wieżyczkami, kryty łupkiem i blachą, a na najwyższej wieży świeciła chorągiewka w kształcie strzały przeszywającej jabłko. W młynie panował wielki dostatek. Każdy malarz, który ujrzał to wszystko chwytał pędzel, by malować, ale samej córki młynarza, Babety, nikt odmalować, ani opisać nie był w stanie. Tak sądził przynajmniej Rudi, zachwycony dziewczyną, która zresztą o tem nie wiedziała wcale, gdyż dotąd dwu słów nie zamienili ze sobą.
Bogactwo młynarza trzymało w oddali konkurentów do ręki Babety, ale Rudi przywykł do tego, że nic dlań nie było zbyt wysokie i niedostępne.
Pewnego dnia wyruszył w interesie do Bexu. Droga to była daleka, gdyż dzisiejsza kolej, nie istniała wówczas jeszcze. Musiał przejść lodowiec Rodanu, okrążyć Simplon i iść wzdłuż potężnej rzeki, która często wylewa, szerząc wokół zniszczenie. Pomiędzy miastami Simplonem, a St. Maurice, skręca dolina w bok, staje się wąską, tak że droga jezdna, biegnie obok koryta