rzeki. Stoi tam, niby na straży, stara wieżyca, zaś za kamiennym mostem widnieje budynek celny sąsiedniego kantonu Waadt. Najbliższe miasto, to właśnie Bex. Ziemia tu urodzajna, wszędzie pełno drzew orzechowych i kasztanów, tu i ówdzie widać cyprysy i granaty, a tak jest ciepło, jakby się już było w Ialji.
Rudi załatwił swe sprawy i rozglądał się wokoło, ale nie dostrzegł nigdzie Babety, ani nawet młynarczyka.
Powietrze przepajał zapach macierzanki i kwiatu, lipowego. Cicho było i uroczyście. Rudi stał bez ruchu, a różne myśli snuły mu się po głowie. Patrzył bacznie w oświetlone okno domu młynarza, wiedząc, że jest to pokój Babety. Był spokojny, jakby celował do gemzy, a w duszy jego powstawała i utrwalała się jedna myśl.
— Śmiałkom szczęście sprzyja. Pójdę do młyna! Pozdrowię młynarza i Babetę! Jeśli mam dostać Babetę, muszę ją przecież zobaczyć!
Roześmiał się i ruszył prosto przed siebie. Wiedział już czego chce.
Przekroczył po mostku spieniony potok i zapukał. Ale stało się, jak powiada stara piosenka:
Gdy pilno komu,
Nikogo niema w domu.
Kto jeno gościa wita
I o coś, miaucząc pyta.
Kot stał pod drzwiami, garbił się i miauczał. Nie mając ochoty rozmawiać z nim zapukał chłopiec ponownie. Gdyby Rudi był jeszcze dzieckiem zrozumiałby że kot go zawiadamia o nieobecności gospodarzy. Wystał się daremnie pod drzwiami i poszedł do młyna, gdzie mu powiedziano, że młynarz pojechał do leżącego w pobliżu miasta Interlacken i zabrał ze sobą