Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/246

Ta strona została skorygowana.

— Co mówili? Ot, to co się zwykle mówi podczas oświadczyn... Kocham ją, ona mnie kocha... jeśli w garnku jest mleko dla jednego, starczy dla dwojga...
— Ona stoi za wysoko dla ciebie! — krzyknął młynarz. — Stoi na górze złota! Nie dotrzesz tam!
— Nic nie jest tak wysokie, by się doń nie można było dostać! — odparł Rudi śmiało.
— A jednak orle gniazdo mieści się zbyt wysoko dla ciebie! — zauważył młynarz. — Sam mówiłeś, że nie sposób dostać zeń młodego orła! A Babeta stoi wyżej!
— Dostanę oboje! — oświadczył Rudi.
— No, zgoda! Daruję ci Babetę, jeśli mi podarujesz orła! — powiedział młynarz i zaczął się tak śmiać, że mu łzy pociekły, potem zaś dodał: — Dziękuję ci, mój Rudi, za twe wizyty. Jeśli przyjdziesz jutro, nie zastaniesz nikogo w domu. Bądź zdrów!
Babeta powiedziała także:
— Bądź zdrów! — pisnęła jak ślepe kocię i zaczęła płakać!
— Biorę pana za słowo! — rzekł Rudi, potem zaś dodał, zwrócony ku Babecie. — Nie płacz proszę, przyniosę orła.
— Mam nadzieję, że skręcisz kark i że się ciebie pozbędę w ten sposób! — zakończył młynarz.
— Znaczy to tyle co dać komuś kopniaka! — zaopinjował kot pokojowy. — Rudi odjechał, Babeta płacze, a młynarz śpiewa piosenkę niemiecką, jakiej się nauczył w ostatniej podróży. Ja nie przywdzieję żałoby... bo i na cóżby się to zdało!
— Trzeba jednak zawsze zachowywać pozory! — mruknął kot kuchenny.