Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

Zabawa ta ustawała, oczywiście, w porze zimowej, gdy okna były zamknięte, a w dodatku pokryte grubą warstwą lodu. Dzieci rozgrzewały wówczas duży, miedziany pieniądz na kuchennej blasze i przykładały go do szyby, tak że powstawało okrągłe okienko. W każdem z nich błyszczało oko dziecka wesołe i żywe. Chłopiec miał imię Janek, a dziewczynka Zosia.
W lecie mogły dzieci jednym skokiem bywać u siebie wzajem, zato zimową porą trzeba było schodzić długo na dół, a potem znowu wchodzić długo do góry.
Nastała właśnie zima. Śnieg padał dużemi płatami.
— To są białe pszczoły! — powiedziała babka.
— A czy mają one także królowę? — spytał chłopiec, bo wiedział, że pszczoły mają królowę.
— Oczywiście! — odparła babka — Tam jest, gdzie największy gąszcz. Królowa ta, największa z wszystkich pszczół lata ciągle i nigdy nie pozostaje bez ruchu. Ledwo zbliży się do ziemi, zaraz wzlatuje i chowa się w czarne chmury. W zimowe noce chodzi po ulicach miasta i zagląda do okien, a wtedy szyby zamarzają i pokrywają je prześliczne, dziwne kwiaty.
— Tak, tak, widzieliśmy to! — powiedziały dzieci i odtąd wierzyły, że prawdą jest, co rzekła babka.
— Czy może wlecieć tu królowa śniegu? — spytała Zosia.
— Niech wleci! — zawołał Janek. — Posadzę ją na kominku i stopnieje.
Babcia pogładziła mu włosy i zaczęła opowiadać inne historyjki.
Wieczorem tegoż dnia, napół rozebrany już do spania, wszedł Janek na krzesło i wyjrzał na świat krągłym okienkiem utworzonym przez ogrzany pieniądz. Krążyło zwolna kilka płatków śniegu. Największy przy-