Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/33

Ta strona została skorygowana.

Jedna z białych kur śniegowych wzięła sanki na plecy, a Królowa Śniegu pocałowała Janka raz jeszcze, tak że zapomniał zupełnie o małej Zosi, starej babci i wszystkich w domu.
— Już cię nie będę całować, gdyż umarłbyś! — powiedziała Królowa Śniegu.
Janek patrzył na piękną, uroczą i mądrą kobietę. Wyglądała teraz całkiem inaczej, niż wówczas kiedy mu skinęła ręką, siedząc na skrzynce po różach. Była istotą wprost doskonałą. Ale Janek nie bał jej się wcale, powiedział, że umie rachować w pamięci, zna ułamki, wie ile kraj posiada obszaru w milach kwadratowych i ilu mieszkańców, a ona słuchała go z dobrotliwym uśmiechem. Pomyślał, że to co wie, wydaje jej się jeszcze niedostatecznem i spojrzał w górę ku bezmiarom powietrza, ona zaś porwała go ze sobą wysoko, aż tam, gdzie płyną czarne chmury i burze nucą stare jakieś pieśni. Lecieli ponad lasy i jeziora, kraje i morza. Na dole, pod nimi siekł zimny wiatr, wyły wilki, lśnił śnieg i unosiły się leniwo stado wron kraczących. Nad ich głowami błyszczał księżyc czysty, jasny i ku niemu to spoglądał Kay przez całą tę długą noc zimową. W dzień zaś spał u stóp Królowej Śniegu.


OPOWIEŚĆ TRZECIA.
OGRÓD CZARODZIEJKI.

Cóż się działo z małą Zosią gdy Janek nie wrócił? Dumała długo gdzieby mógł być, ale nikt tego nie wiedział i nie dał wskazówki. Chłopcy mówili tylko, że przywiązał swe sanki do wielkich, wspaniałych,