Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/35

Ta strona została skorygowana.

prędko w przeciwną stronę, ale zanim się to stało, łódka odpłynęła już znaczny kawałek i mknęła coraz szybciej z prądem wody.
Dziewczynka przeraziła się bardzo i zaczęła płakać. Ale słyszały to jeno wróble, a nie mogąc jej przenieść na brzeg, polatywały tylko świergocąc:
— Jesteśmy przy tobie! Jesteśmy przy tobie!
Łódka płynęła z falą, Zosia siedziała w samych jeno pończochach, a czerwone buciki płynęły za nią, ale nie mogły dogonić łódki. Prześlicznie było na brzegach, rosły tam wspaniałe kwiaty, stały wysokie drzewa, po zboczach pasły się owce i krowy, ale nigdzie nie widziała człowieka.
— Może mnie rzeka niesie do Janka? — przyszło jej na myśl i zaraz poweselała, tak że przez kilka godzin patrzyła spokojnie na urocze brzegi. Nagle ujrzała sad wiśniowy, w nim prześliczny, kryty słomą domek o czerwonych i niebieskich okienkach, a po obu stronach drzwi stali drewniani żołnierze, prezentując broń przed małą podróżniczką.
Zosia pomyślała, że są żywi, zawołała przeto, ale naturalnie nie odpowiedzieli ni słowa. Łódź zbliżała się tymczasem coraz bardziej do domku.
Zosia krzyknęła jeszcze głośniej, a z domku wyszła stara, bardzo stara kobieta, oparta na kuli. Dla ochrony przed słońcem miała na głowie duży kapelusz, malowany w piękne kwiaty.
— Biedne, drogie dziecko! — powiedziała. — Przebyłaś wielką rzekę, sama, taki kawał drogi!
To rzekłszy przyciągnęła kulą łódkę i wysadziła Zosię.
Dziewczynka rada była bardzo, że jest na lądzie, ale bała się potrosze staruchy.