Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/42

Ta strona została skorygowana.

— To państwo, gdzie jesteśmy, jest własnością bardzo mądrej królewny. Przeczytała ona wszystkie dzienniki świata i zapamiętała zaraz całą ich treść. Pewnego dnia siedziała na tronie, co nie jest wcale rzeczą miłą i nuciła sobie:
— Czemużbym zamąż wyjść nie miała!
Bardzo rozumne były te słowa i oto królewna umyśliła wziąć męża. Chciała jednak mieć takiego, który umie mówić zajmująco, a nie tylko stać i robić dostojną minę, gdyż jest to okropnie nudne. Kazała zwołać wszystkie damy dworu, one zaś rozradowały się wielce tą wiadomością.
— To samo myślałam już dawno! — zawołała każda!
— Możesz mi wierzyć na słowo — zapewnił gawron — gdyż mam na dworze narzeczoną, która zagląda we wszystkie kąty i opowiada mi każdy szczegół.
Dzienniki wyszły zaraz nazajutrz w różowych obwódkach z serc i inicjałów królewny i przyniosły wiadomość, że każdy młody mężczyzna o miłej powierzchowności może przybyć do pałacu i rozmówić się z królewną. Ten, który nie da się olśnić świetnością dworu, i będzie mówił interesująco, a spodoba się królewnie, zostanie jej mężem.
Tak było! Zaręczam słowem. Zbiegli się ludzie, powstał ścisk, ale przez pierwsze dwa dni nie powiodło się nikomu. Każdy mówił wyśmienicie i dowcipnie, póki był na ulicy, wszyscy tracili jednak pewność siebie w chwili, kiedy weszli do pałacu i zobaczyli lśniącą od srebra i złota służbę, oraz przepych sal. Kto zaś stanął przed tronem królewny zapominał języka w ustach i był jeno w stanie powtórzyć ostatnie jej słowo. Zmieszanie i osłupienie przyprawiało każdego o mdłości, odzyskiwał zmysły dopiero po wyjściu na ulicę i za-