Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/60

Ta strona została skorygowana.

wedle przyrzeczenia Królowej Śniegu miało go uczynić panem świata i właścicielem nowych łyżew ponadto.
Zosia ucałowała jego policzki, tak że się pokryły rumieńcem, potem oczy, które rozbłysły żywym blaskiem, następnie nogi i ręce, tak że zaraz ozdrowiał na całem ciele. Nic sobie nie robił teraz z powrotu Królowej Śniegu, bo wszakże zagadka wieczności została rozwiązana i kawałki lodu utworzyły zbawcze słowo.
Ujęli się za ręce i wyszli z pałacu. Zaczęli rozmawiać o babce, różach na dachu, a gdzie jeno tąpnęli, cichł wiatr i rozbłyskało słońce. Pod krzakiem o czerwonych jagodach zastali młodego rena, w towarzystwie samicy o wymionach pełnych ciepłego mleka. Napili się oboje, ucałowali zwierzęta, potem zaś pojechali. W chacie Finki rozgrzali się i wywiedzieli o drogę powrotną, Laponka uszyła im nową odzież i podarowała sanki.
Ruszyli ku domowi, a u granicy kraju pożegnali się serdecznie z Laponką i obu renami.
— Bądźcie zdrowi wszyscy! — wołali zdala jeszcze.
Zaczynały śpiewać pierwsze ptaki, wiosna wracała, rośliny wypuszczały nowe kiełki. Nagle ujrzeli wynurzający się z lasu złoty powozik, zaprzężony w pięknego konia. Powoziła młoda dziewczyna w czerwonej czapeczce z pistoletami za pasem. Była to córka rozbójniczki, której się znudziło siedzieć w domu i wyruszyła w podróż na północ. Poznała zaraz Zosię, i ona ją wzajem, a radość zapanowała wielka.
— Słuchajno chłopcze! — powiedziała do Janka. — Radabym widzieć, czy zasługujesz na to, by jeździć za tobą na koniec świata!
Zosia pogładziła jej policzki i spytała o królewnę i królewicza.