Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/98

Ta strona została przepisana.

umiał na pamięć, gdyż była nader trudna. Kapel-mistrz-wynalazca chwalił niezmiernie sztucznego słowika i uznał go za znacznie lepszego, niż żywy, nietylko co do zewnętrznej szaty, połyskującej wspaniale, ale także co do zalet wewnętrznych.
— Zwracam wam uwagę moi państwo, — mówił on — a zwłaszcza Tobie, Najjaśniejszy Panie, na to, że u słowika żywego nigdy nie wie się, co nastąpi, zaś u sztucznego wszystko jest znane naprzód. Można sobie zdać sprawę, otworzyć go, udowodnić wszystko po ludzku, pokazać, jak działają walce i wywieść jedno z drugiego...
— Takie jest i nasze zdanie! — zawołali wszyscy, a wynalazca otrzymał pozwolenie pokazania sztucznego ptaka ludowi najbliższej niedzieli.
— Niech posłyszą poddani moi jego śpiew! — rzekł cesarz.
Usłyszeli i w taki wpadli zachwyt, jakby się upili herbatą, co jest przyjęte w Chinach powszechnie. Wołali: — Ooo! — podnosząc palce i kiwając głowami. Ale biedni rybacy, którzy słyszeli słowika żywego, mówili: — To ładne, to nawet podobne trochę do pieśni słowiczej, ale brak tu czegoś... czegoś... trudno wyrazić czego właściwie brak.
Tymczasem rozkazem cesarskim został słowik żywy, jako niewdzięcznik wydalony z miasta i państwa.
Sztuczny ptak zajął miejsce na jedwabnej poduszce, tuż obok cesarskiego łoża. Wokoło niego rozłożono podarki jakie otrzymał, połyskało złoto i klejnoty, a w godnościach doszedł do tytułu cesarskiego przybocznego śpiewaka stolika nocnego z rangą radcy pierwszej klasy i to od strony lewej. Cesarz uważał lewą stronę za dostojniejszą, gdyż tam leży serce,