Strona:Harry Dickson -01- Wyspa grozy.pdf/10

Ta strona została przepisana.

vey‘a. Byli to groźni piraci, którzy dyktowali swe prawa na morzu. Liczyli się z nim niegdyś nawet królowie. Nazwisko Duncanów żyło jeszcze w legendach.
Sulkey pchnął drewnianą bramę w szarym, kamiennym murze i uprzejmym gestem zaprosił do środka swego pana i jego towarzyszy.
Tom Wills (który dla wszystkich był Nedem Hobsonem) wszedł ostatni. Harry Dickson wysłał go naprzód. Nagle zatrzymał się i zwrócił się do Sulkeya.
— Czy to wasz pies tak wyje? — zapytał.
Strażnik przystanął.
— Pies, sir? Ależ my nie mamy psa. Nie ma w ogóle ani jednego psa na całej wyspie.
— Przecież słyszałem go przed chwilą!
— Czy pan myśli, że to był pies? — zapytał z niepokojem.
— No tak... zdawało mi się...
— To nie był pies.
— A jakież inne zwierzę mogłoby tak ponuro wyć? Czyś nie słyszał sam, Sulkey?
— Tak Sir, słyszałem również, ale wiem, że to nie jest pies! — odpowiedział strażnik wbijając przerażony wzrok w otaczającą go ciemność.
— Byłbym ciekaw poznać to dziwne stworzenie! — rzekł żartobliwie Ned Hobson.
— Byłoby lepiej nie poznawać go wcale, sir — odrzekł poważnie strażnik, jest to jeden z duchów, który nawiedza naszą wyspę!
Oddrzwia zamkowe były szeroko otwarte i przybysze znaleźli się w olbrzymim hall‘u oświetlonym świecami, pełnym migocących cieni które rzucały ponure refleksy na oręż i zbroje rozwieszone na ścianach.
Sulkey zapowiedział, że kolacja będzie niedługo gotowa. Tom Wills zauważył jednak niepokój na jego twarzy.
— Czyś znów ujrzał ducha?
— Diabła z Cat-rock? Już ja się z nim obliczę! Zetrę go na miazgę! — zauważył Shattercromby.
Strażnik zwrócił się do swego pana.
— Kobieta... zaczął...
Harvey Dorrington dawno czekał na tę chwilę.
— Tak Sulkey, ale gdzie jest ta tajemnicza dama, ocalona przez was? Chciałbym wreszcie ją poznać.
Sulkey potrząsnął głową.
— Nie rozumiem co się stało. Ona nigdy prawie nie opuszcza zamku. Wiatr i morze napełniało ją zawsze strachem. Ilekroć ośmieliła się wyjść, robiła to z nieukrywaną niechęcią. Ona lubi tylko długie rozmyślania przy kominku. A dziś nie znaleźliśmy jej tam.
Na korytarzu rozległ się w tej chwili jakiś kobiecy głos:
— Lola! Lola!
— To właśnie Maggy szuka tej kobiety. Nazwała ją Lolą, gdyż przypomina jej portret jakiejś hiszpańskiej księżniczki ze starej ryciny. Imię zostało i obłąkana odpowiada na nie.
— Obłąkana... wyszeptał ze smutkiem Dorrington.
Do sali weszła Maggy z wielkim półmiskiem wypełnionym po brzegi niesłychanej wielkości łososiem. Widok tego obfitego dania wprawił Mr. Shattercromby w doskonały humor. Nabrał olbrzymią porcję i zajadał z apetytem.
Poza rybami inne możliwości gastronomiczne były niewielkie. Były wprawdzie króliki, które gnieździły się we wrzosowiskach, ale ponieważ odżywiały się wyschniętą trawą, nie były smaczne. Ptaki morskie wcale nie wchodziły w rachubę. Mimo to Mr. Shattercromby obgryzał z rozkoszą jakieś udko, a potem połknął jeszcze kilka tłustych ostryg, inni zadowolili się pieczoną kaczką. Kiedy podano wreszcie na deser konfitury i sucharki, Dorrington kazał przywołać Sulkeya i zapytał po raz wtóry
— Gdzie jest Lola?
Strażnik chciał odpowiedzieć, że nic niestety nie wie, gdy przerwał mu nagle odgłos bieganiny, oraz dzikie okrzyki dolatujące z ciemnego wrzosowiska. Przez okno widać było światła pochodni.
To są rybacy z wyspy, poza nami, jedyni mieszkańcy Cat-rock. Zdaje się, że przybyli tu wszyscy — rzekł Sulkey blednąc.
— Czego chcą? — zapytał Dorrington.
Sulkey uważnie nadsłuchiwał. Jego bladość powiększyła się.
— Krzyczą, aby wydać im diablicę z morza.
— Diablicę? Co to znaczy?
— Tak nazywają nieszczęsną Lolę. Twierdzą, że przynosi ona nieszczęście. Już nie poraz pierwszy grożą wrzuceniem jej do morza!
Hervey Dorrington wstał. W oczach jego ukazał się błysk gniewu.
— Jestem panem na tej wyspie! Chcę mówić z tymi ludźmi. Niech tu przyjdzie ich naczelnik! Ruszaj Sulkey! Po kilku minutach powrócił ze starym rybakiem.
— To jest Wrath — zaprezentował go Sulkey, — najstarszy rybak z Cat-rock.
— Wrath — rzekł zwracając się do marynarza — oto jest Sir Harvey Dorrington, nasz pan. Życzy on sobie, abyście opowiedzieli mu czego chcecie!
Rybak mówił doskonale po angielsku, czasem tylko wtrącał do rozmowy stare szkockie słowa.
— Widziano diablicę z morza jak z za skały przyglądała się przybyszom z Londynu i okrętowi, który ich przywiózł. Potem znaleziono martwego Glen-Glena... tak, jak innych z twarzą wykrzywioną z przestrachu. To sprawa tej diablicy. Postanowiliśmy wobec tego skończyć z nią raz na zawsze!
— A gdzie ona jest? — szybko zapytał Dorrington.
— Skryła się w jakiejś szczelinie i boi się wrócić na zamek, ponieważ nie jest jednak tak głupia, aby nie wiedzieć, co jej grozi, jeśli dostanie się w nasze ręce.
W tej samej chwili rozległ się rozdzierający krzyk.
— Znaleźli ją! — powiedział Wrath. Teraz Glen-Glen i inni zostaną pomszczeni!
Dorrington zerwał się i dał znak swym towarzyszom.
— Spieszmy przeszkodzić tym głupcom w popełnieniu potwornej zbrodni! — rozkazał.
Wypadł z komnaty, a za nim wybiegli również Tom i Shattercromby; Sulkey i reszta domowników tworzyli tylną straż. W świetle pochodni ujrzeli smutne i zniszczone twarze rybaków. Wynurzali się z mroków wymachując groźnie nożami.
Harvey Dorrington zbliżył się do ponurej grupy.
— To jest diablica! — zawył tłum. Ona sprowadziła demony na wyspę! Trzeba ją zabić albo w rzucić do morza! Powtórzył się rozpaczliwy krzyk, tym razem gdzieś blisko. Ujrzano smukłą postać biegnącą z całych sił w kierunku zamku, a za nią tłum miotający przekleństwa i grożący pałkami.