Strona:Harry Dickson -01- Wyspa grozy.pdf/12

Ta strona została przepisana.

Jedynie sylwetki Harveya, Giovanny i Toma były widoczne w tym nikłym świetle, reszta została w cieniu.
Nagle rozległ się rozdzierający krzyk. Nad stołem ukazała się duża, sina ręka, uzbrojona w sztylet, na którego ostrzu załamywały się promienie światła. Jednocześnie zabrzmiał huk strzału.
Ręka zniknęła, Shattercromby ryczał jak zarzynany wieprz.
— Światło! Światło na Boga! — krzyczał Dorrington. Powstało zamieszanie. Słychać było trzask przewracanych mebli i odgłosy dzikiej bieganiny. Ciemność rozdarła w pewnej chwili wąska struga światła. To Tom Wills chodził dookoła z lampką elektryczną w ręku.
Pierwszą ujrzał Giovannę, która schroniła się w ramiona Harveya. Odwrócił się od nich z odrobiną niechęci. Następnie ujrzał jakieś ciało obok zagaszonego ogniska.
W chwilę później zapalono świece w kandelabrach. Tom jednym rzutem oka objął cał salę. Obok kominka leżał Mac. Loggan. Struga krwi spływała z szyii przebitej sztyletem, który aż po ostrze tkwił w straszliwej ranie.
Biedny sługa leżał zupełnie nieruchomo i Tom zrozumiał że wszelka pomoc byłaby w tym wypadku zupełnie bezużyteczna.
Sulkey stał przy oknie, blady jak śmierć, z napół zamkniętymi oczami jakby obawiał się je otworzyć. Shattercromby siedział na krześle i toczył dokoła dzikim wzrokiem. Na jego prawym policzku widniała głęboka, krwawiąca rana.
— Chciałem złapać za rękę tego diabła, ale on we mnie uderzył sztyletem. Ale ja sobie z nim jeszcze poradzę! W głosie jego brak było jednak pewności siebie. Siedział na krześle jak przyśrubowany.
Drzwi były otwarte, z korytarza dolatywał płacz Maggy, klątwy Gallana i jęki Pollocka.
— Kto strzelał? — zapytał Tom. Czy to ty Shattercromby?
— Nie...
Nagle Tom Wills nachylił się; poczuł zapach spalenizny. Okazało się, że w marynarce jego jest wielka dziura. Wypalony materiał wskazywał na to, że cudem tylko ocalał.
Slatterromby zauważywszy jego zdumienie zapytał:
— W jakiej pozycji znajdowałeś się wówczas kiedy padł strzał?
Tom zastanowił się.
— Usłyszałem za sobą krzyk Mac’ Loggana i wstałem. W tym momencie huknął strzał.
— Harvey i Giovanna siedzieli cały czas nieruchomo. Widziałem ich ze swego miejsca doskonale, gdyż oświetlał ich blask padający z kominka. Oni są wyłączeni z wszelkich podejrzeń.
— Tak, — odparł Harvey głuchym głosem, — Giovanna krzycząc ze strachu rzuciła się ku mnie po ratunek.
— A może Mac’ Loggan strzelał? — zapytał Slatterromby.
— Niemożliwe. W tej chwili człowiek ten już nie żył. A zresztą nie widzę w jego rękach żadnej broni.
— Nie jesteśmy przecież detektywami — zażartował Alojzy.
— To prawda ironicznie potwierdził Tom Wills
Harvey Dorrington delikatnie oswobodził się z objęć drżącej kobiety i oświadczył:
— Trzeba zawiadomić policję.
Sulkey westchnął głęboko. Wyglądał jakby obudził się z głębokiego snu.
Sir Dorrington, pan jako władca tej wyspy ma jednocześnie godność szefa policji. Będzie pan musiał zwołać jutro sąd złożony z mieszkańców tej wyspy i on wyda wyrok. To wszystko, co trzeba zrobić. Prowadzenie śledztwa należy do pana. Cat-rock podlega specjalnemu prawu administracyjnemu. Prócz króla, nikomu pan nie musi zdawać sprawy ze swego postępowania. Takie są pańskie przywileje. Dowiedzieliśmy się o tym, kiedy objęliśmy straż na tej wyspie. Ale dotychczas nigdy nie zdarzały się zbrodnie na Cat-rock. Dopiero ostatnio grasują tu demony i złe duchy, z powodu których umierają ze strachu biedni ludzie. Niestety nie można ich sądzić!
Sulkey zmęczony tą długą przemową zamilkł i starł z czoła wielkie ‘krople potu.
Nagle Giovanna która dotychczas siedziała cicho zerwała się z okrzykiem przerażenia i przycisnęła ręce do skroni.
— Harvey! Harvey! — krzyknęła z rozpaczą. Dorrington pobiegł natychmiast i ujął łagodnie za rękę.
— Uspokój się biedactwo... Nagle cofnął się. Na twarzy pięknej nieznajomej rysował się zupełnie inny, niż zwykle wyraz. Był to równocześnie ból, przestrach i jakieś dziwne rozradowanie.
Mówiła poprawną angielszczyzną, nieco jednak śpiewnie.
— Harvey, broń mnie... Oni są tam... Wracają... Ci czarni ludzie!..
— Boże! — krzyknął Harvey — strach przywrócił jej rozum!
Sulkey rzucił się do okna.
— Rybacy! Wrócili! Boże drogi, oni zupełnie powariowali! Co tam się stało? Diabeł! Popatrzcie! Diabeł z Cat-rock. Wszystkie spojrzenia skierowały poprzez szyby w ciemność, którą rozjaśniały tylko pochodnie i płonące głownie.
Z wrzosowiska uniosła się jakaś monstrualna postać. Robiła wrażenie wysokiego słupa płonącego białym ogniem. Straszna diabelska głowa, wychylająca się z całunu dotykającego chmur krzywiła się i groziła.
Tym razem Sulkey strzelił. Z wściekłością wyładował cały zapas kul, strzelając przez szybę. Tymczasem fantastyczna zjawa zniknęła w mrokach nocy


∗             ∗


Nazajutrz o świcie sąd złożony z rybaków, któremu przewodził Dorrington ustalił, że Mac‘ Loggan został zabity przez jakąś nieczystą siłę. I chociaż Harvey starał się sędziów przekonać, że nie mają racji, orzeczenia nie zmienili. W ten sposób sąd spełnił swoje zadanie i teraz Dorrington mógł według odwiecznego prawa Cat-rock, albo wznowić śledztwo, albo przejść nad tym do porządku dziennego.
Kiedy wszystko to zostało zaprotokułowane w starych aktach w których widniały dotychczas jeszcze zblakłe podpisy Duncanów, Wrath zwrócił się do Dorringtona:
— Panie, dwie nasze kobiety i wszystkie dzieci są chore ze strachu. Niedługo może pójdę śladami