Strona:Harry Dickson -01- Wyspa grozy.pdf/15

Ta strona została przepisana.

ju, a mężczyźni pozostali w salonie i w milczeniu palili.
Po godzinie nieznośnej nudy, Tom wstał, opuścił zamek i poszedł na spacer w kierunku północnym. Chciał się znów spotkać z Harry Dicksonem i prosić go o wyjaśnienia w sprawie zniknięcia Sulkeya.
— Hallo! — zawołał cicho Tom otwierając drzwi lepianki Wratha.
Nie było nikogo, nic nie wskazywało na to, że ktoś tam niedawno mieszkał. Tom zmarszczył brwi ujrzawszy puste wnętrze. Czyżby mistrz zadrwił z niego? Zmienił miejsce pobytu? A może w biały dzień zapuścił się w głąb wyspy narażając się na to, że go zauważą na zamku?
Tom zdezorientowany, niepewny co czynić, nie mógł zdobyć się na odejście I nagle ujrzał znaki mistrza...
Był to rodzaj niewielkch zadraśnięć na murze, a potem niżej jakaś śmieszna figurynka, zrobiona jakgdyby ręką dziecka.
Tom zdziwił się. Te sygnały oznaczały przeważnie drogę i zawsze ułatwiały one Tomowi i Harremu odnalezienie się w wielkich labiryntach ulic wielkomiejskich. Ale co one mogły oznaczać tutaj, jeden w odległości zaledwie kilku stóp od drugiego. Po chwili dopiero młody człowiek wpadł na myśl, że mistrz chciał mu wskazać jakąś ukrytą skrytkę.
— Pewnie jakaś skrzynka na listy — rzekł do siebie Tom, byłoby bowiem bardzo nierozważnie zostawić list na wierzchu w tym pokoju, do którego mógłby przyjść przedemną Shattercromby, albo Pollock.
Okazało się, że jego domysły były bardzo słuszne. W szparze w murze znajdowała się mała kartka papieru, wyrwana z notesu detektywa. Tom poznał odrazu urywane i nierówne pismo mistrza.

„Mój drogi chłopcze!
Zdarzyła się nieprzewidziana okazja. Wrath dostrzegł moje sygnały świetlne i przyjechał po mnie na wybrzeże. Musimy szybko odjechać ze względu na przypływ morza. Muszę Cię zostawić samego jeszcze przez kilka dni na wyspie. Są dwie przyczyny. Pierwsza: mój pośpiech, druga: Sulkey. Udało mi się zdobyć jego zaufanie. Przysiągł mi, że nie opuści groty. Żywności i ubrania nie będzie potrzebował, gdyż zostawiłem mu wszystkie moje zapasy. Byłoby roztropnie, gdybyś przez dwa, trzy dni do niego nie zaglądał. Później, gdybym nie wrócił, zobacz, czy czego nie potrzebuje i przypomnij o obietnicy, którą złożył. Nie przypuszczam, aby jakieś niebezpieczeństwo groziło Dorrigtonowi ani tobie W każdym razie bądź bardzo ostrożny, nie ufaj nikomu i strzeż się nawet swego własnego cienia. Opuszczam Cię, Wrath wszystko przygotował do odjazdu.
Do zobaczenia i odwagi!H.D.

Młody detektyw spalił papier i rozdmuchał popiół na wszystkie strony. Owładnęła nim głęboka melancholia. Szedł powoli wrzosowiskiem i z niechęcią myślał o powrocie na zamek, gdzie zapalili już pierwsze światła. Zastał wszystkich przy stole w sali jadalnej, z wyjątkiem Pollocka, który krzątał się w odległej kuchni.
Harvey usiłował pocieszyć Giovannę.
— Tylko kilka dni cierpliwości najdroższa. Przyjedzie statek z Glasgow, a wtedy weźmiemy już ślub przed prawdziwym kapłanem, a nie zastępcą. Giovanna potrząsnęła głową.
— Wolałabym pobrać się z tobą tu na wyspie. Jestem Włoszką i to Włoszką z Neapolu, to znaczy, że wierzę w złe i dobre siły, w dobroczynny lub przeklęty wpływ okoliczności. Wiem, że przyniosłoby to nam szczęście, gdybyśmy nie opuszczali wyspy. Gdybyśmy nigdy jej nie opuścili!
— I chciałabyś żyć tutaj stale na tej pustej skalistej wysepce?
— Czy nie jestem tu z tobą Harveyu? — zapytała z powagą. Ja znajdę szczęście wszędzie gdzie, ty ze mną będziesz.
Dorrington pogładził ją czule po włosach. Shattercromby, pozbawiony swego zwykłego, dobrego humoru, nie wzruszył się wcale tą czułą wymianą zdań, tylko mruczał z niechęcią:
— Czy w końcu dostanę coś ciepłego do jedzenia?
Jedzenie i picie stało się zresztą wielką rozrywką dla wszystkich mieszkańców wyspy, zwłaszcza zaś dla Alojzego i Pollocka. Wreszcie i on zjawił się z wielkim dymiącym półmiskiem.
W pokoju, gdzie byli wszyscy zebrani, panowała ciężka, nieprzyjemna atmosfera. Gdy w pewnej chwili Tom Wills spojrzał na Pollocka zauważył, że wzrok jego utkwiony jest w oknie, a na twarzy rysuje się ogromne przerażenie.
— Słyszę kroki — wyjęczał.
— Pewnie Sulkey wraca! — krzyknął Dorrington. Ale Pollock potrząsnął głową z powątpiewaniem.
— To nie są kroki Sulkeya. Rozpoznałbym je wśród tysiąca innych. To są kroki człowieka, który błądzi po naszej wyspie. Giovanna rzuciła mu niezadowolone spojrzenie.
— Nie ma przecież nikogo teraz na wyspie prócz nas — rzekła sucho. Jeżeli chodzi o duchy, to dobre to dla rybaków. Sądzę, że są one teraz z nimi na wyspie Shere! Niech im się tam dobrze dzieje!
Ale w tej samej chwili i ona usłyszała kroki, oczy jej się rozszerzyły ze zgrozy.
Tom poszedł za jej spojrzeniem.
Za oknem w cieniu coś się poruszało.
— Nie, to niemożliwe! — usłyszał szept Giovanny. Nagle rozległ się brzęk tłuczonego szkła, szyba rozprysła w drobne kawałki, i przez otwór, wsunęła się jakaś ręka, z białą blizną wzdłuż czterech palców zaciśniętych na rękojeści rewolweru.
Nim Tom zdążył zainterweniować, huknęły dwa strzały w kierunku Giovanny. Natychmiast odpowiedział strzałami Shattercromby. — Zbrodnicza ręka zniknęła.
— Giovanna! Giovanna! — krzyknął Harvey.
— Nic mi się nie stało! — odpowiedziała ciężko dysząc. Ale nie pozwólcie uciec nędznikom! Alojzy, Pollock, biegnijcie szybko!
Tom Wills zauważył, że jego o nic nie prosiła i poczuł do niej pewną urazę. Popatrzył na Alojzego, który nie spieszył się jakoś do pościgu za tajemniczym złoczyńcą, co było dziwne u człowieka, który zwykł zabijać lwy i tygrysy. Pollock wybiegł sam na wrosowiska i był już daleko, kiedy Alojzy po naładowaniu rewolweru, wszedł do hall’u. Nie zdążył nawet dojść do drzwi, kiedy rozległo się niesamowite wycie, a potem przerażający krzyk.
— To Pollock woła! — kryknął Harvey Dorrington. Znów dał się słyszeć przenikliwy krzyk, potem nastała cisza a po chwili słychać było tylko szum wiatru w śród głogów i huk przypływu morza.