Strona:Harry Dickson -34- Wilkołak.pdf/16

Ta strona została przepisana.

kim staroświeckim pokoju domu Simpsona. Deszcz padał i w wielkiej izbie panował chłód jeszcze większy niż na dworze.
— Pan dziedzic jest przy strzyżeniu. Może i przyjdzie niedługo.
Służący, który jakoś nie mógł się uporać z ciągle gasnącym ogniem na kominku nie był ani gościnny, ani nawet grzeczny.
Za oknami ukazała się szybko krocząca drobna figurka. Po chwili rozległ się dźwięczny głos dziewczęcy:
— Gdzie są ci panowie?... Czy przynajmniej ogień rozpalony?
Miss Pola Simpson, jeszcze w przemoczonej pelerynie, ukazała się w progu pokoju, rozjaśniając go swym miłym uśmiechem.
— Dzień dobry panom! Kogo to panowie przybyli aresztować w Seven-Trees, bo tak się nasza posiadłość nazywa?
— Nikogo.... Chcieliśmy tylko zamienić kilka słów z pani ojcem.
— Ojciec jest zajęty, ale ja go we wszystkim zastępuję, więc możebym mogła panu służyć...
— Nie wątpię, miss, że znany jest pani wypadek dzisiejszy...
— Ależ naturalnie. Przecież ludzie tylko o tym mówią. Biedny Sandbury... Bardzo mi go żal. Był to człowiek bardzo uczciwy i szlachetny choć ostatnio przez ciągłe niepowodzenia jakby wykolejony trochę.
— Na niepowodzenia nie może narzekać i Mr. Podgers. Traci pono wszystkich swych ludzi. Jego stada narażone są albo na głód, albo też przejdą w inne ręce, oczywista, za psie pieniądze...
Po pięknej twarzyczce młodej dziewczyny przebiegł cień smutku. Westchnęła głęboko i rzekła:
— Wiem o tym... I żal mi bardzo Podgersa.
— Czy prawdą jest, że istniały między nim a panią jakieś tarcia?...
— Wie pan, jak widzę, wszystko. — Tak jest. Tarcia między nami istniały. Podgers mnie obraził, sądził, że można mnie kupić. Ale wybaczyłam mu, wybaczyłam mu z całego serca.
Dziewczyna zamyśliła się, spuściła oczy i po chwili zarumieniła się mocno...
Dickson choć nie chciał, musiał jednak postawić jeszcze jedno pytanie:
— A ojciec za co żywi żal do Podgersa. Czy tylko za to, że kupił on wasz majątek rodowy za marne pieniądze?
— Tylko i jedynie za to... Daremnie tłumaczę, ojcu, że gdyby nie Podgers, znalazłby się ktoś inny, ktoby za te same pieniądze kupił naszą posiadłość.
Głośne kroki rozległy się w sieni.
— Idzie ojciec, — rzekła Miss Pola i widać było, że rada jest, iż rozmowa z Dicksonem w ten sposób się urwała.
Harald Simpson, typowy szlachcic zagrodowy, o siwych włosach, rysach twarzy ostrych i znamionujących silną wolę, ognistym spojrzeniu szarych oczu — przywitał się z detektywem prawie jowialnie.
— Jestem. Sam Harry Dickson przyszedł do mnie. Naturalnie, że ma mi do postawienia tysiące pytań... Słucham.
Tysiąca pytań detektyw nie postawił, ale z tych kilkunastu, które mu zadał dowiedział się, że Simpson poczynił już przygotowania, aby kupić trzodę swego zrujnowanego sąsiada i że nie myśli swego postanowienia zmienić.
— Ludzie nie chcą u niego pracować. Mają dość tych historii z wilkołakiem.
— Ale gdyby ojciec chciał — potrafiłby skłonić ludzi, aby zostali u Mr. Podgersa...
Głos pięknej dziewczyny aż drżał ze wzruszenia, gdy te słowa wypowiedziała.
Z oczu starego Simpsona posypały się skry.
— Nie w trącaj się do nie swoich spraw! Podgers o mnie również się nie martwił, gdy kupował nasz majątek. Zresztą — pocieszy się: przecież się zaręczył z Miss Lind!
— Co pan mówi! — zdziwił się detektyw. — Czy to możliwe? Podgers żeni się z Miss Lind?
— Całe miasto o tym mówi. Mój szanowny sąsiad zawiadomił oficjalnie o swych z nią zaręczynach.
Dickson wstał z nachmurzonym czołem. Ta wiadomość dawała mu dużo do myślenia.
— Znam tę panią jedynie z przelotnej rozmowy. Czy mógłby mi pan podać nieco szczegółów dotyczących jej osoby?
Simpson wzruszył ramionami.
— Przybyła w te strony przed trzema laty. Młoda już nie jest. Chyba niedaleko pięćdziesiątki będzie już miała. Najsamprzód miała naprzeciwko zamku mały handel nićmi, przyborami do szycia, haftowania i robót na drutach. Po pewnym czasie wstąpiła jako młodsza nauczycielka do szkoły, założonej przez Podgersa. Tyle mogę o niej powiedzieć. Nie żyje z ludźmi. Trzyma się na uboczu.
— A co ze sklepem?
— Poprostu przestała się nim zajmować. Mieszka teraz w szkole a lokal po sklepie jest zamknięty.
Detektyw podziękował Simpsonowi za te informację. Gdy mu Miss Pola podawała małą rączkę, detektyw zauważył, że dłoń jej drżała i że młoda dziewczyna była bardzo blada.

Zapadł wczesny, jesienny mrok, gdy detektyw wraz ze swym uczniem wyszli z domu Simpsona. Dickson szedł powoli, pogrążony w myślach. Nagle zatrzymał się i ciężko położył swą zmęczoną dłoń na ramieniu Toma:

— Kiepsko jest mój kochany... Za prędko rozgrywają się wypadki. Nie możemy za nimi nadążyć. Gdybyśmy wiedzieli dlaczego Podgers postanowił poślubić Miss Lind — możebymy wiedzieli wszystko.