Strona:Harry Dickson -73- Skarb na dnie morza.pdf/11

Ta strona została przepisana.

Nie pozostaje mi nic innego, jak wsiąść do pociągu, a potem pojechać pierwszym statkiem do Niemiec i zainkasować 10 tysięcy marek nagrody!
Tom podzielał radość mistrza.
— Może pan nawet potem odbyć podróż dla własnej przyjemności, mistrzu, — rzekł.
— Masz słuszność, — powiedział Harry Dickson. — Pilnuj dobrze naszego domu i przysyłaj mi codziennie sprawozdania. Ale teraz pakujmy walizy
Po upływie pół godziny wsiadł do pociągu i tegoż wieczora odpłynął statkiem do Hamburga. Następnego dnia o świcie wyruszył do Berlina.
Hrabina von Waldberg była to czarująca starsza dama. Przyjęła detektywa niezwykle uprzejmie w swojej letniej rezydencji. Przypadkowo był
— Była pani łaskawa powierzyć mi swą spra-
niej właśnie jubiler i rozmawiali o tajemniczym zaginięciu kolii.
wę, madame, — rzekł detektyw, — oto kolia!
Hrabina i jubiler wydali okrzyk zdumienia, gdy detektyw z uśmiechem położył klejnot na stole.
— Czyż to możliwe? — zawołała hrabina i drżącymi dłońmi ujęła kolię. — W jaki sposób dokonał pan tego tak szybko?
Z kolei jubiler wziął klejnot, zbliżył go do oczu i wyjął z kieszeni szkło powiększające. Harry Dickson spoglądał na niego z napięciem.
— Proszę się nie przerażać, pani hrabino, ani pan, Mr. Dickson, ale kolia nie jest prawdziwa.
Zapanowało milczenie. Pierwsza odezwała się hrabina:
— Jakże to możliwe, panie Bragenz? Kto mógł by wykonać imitację? Chyba pan się myli!
— Nie pani hrabino, — odparł stanowczo jubiler, potrząsając głową. — Wiem nawet, kto to wykonał: ten sam artysta, który wykonał imitację, znajdującą się w pani posiadaniu. Poznaję jego robotę. Ponadto, Franciszek Loblier, gdyż tak brzmi jego nazwisko, wyrył tu swe imię maleńkimi literkami. Proszę się przekonać naocznie, Mr. Dickson, — zakończył, podając detektywowi kolię i lupę.
Harry Dickson ujął oba przedmioty i przekonał się, że istotnie jubiler ma słuszność. Hrabina przyniosła swoją imitację klejnotu, którą z kolei również poddano szczegółowym oględzinom. Oba naśladownictwa były identyczne i nawet maleńkie litery umieszczone były w tym samym miejscu.
— Zanim wyciągniemy jakiś wniosek z tego dziwnego odkrycia może zechce mi pan opowiedzieć wszystko, co pan wie o Franciszku Loblier i w jakich okolicznościach została sporządzona imitacja — zwrócił się do Bragensa Harry Dickson.
— Chętnie — odparł zapytany i rozpoczął swe wyjaśnienia: — Przed czterema laty hrabina kupiła u mnie tę kolię; zazwyczaj sporządza się imitacje takich klejnotów. Imitacje te nosi się w okolicznościach mniej uroczystych. Gdy pani hrabina von Waldberg, kupując u mnie kolię, zamówiła także imitację, przyznaję, że znalazłem się w kłopocie, gdyż nie chciałem powierzyć tej pracy żadnemu z moich ludzi. Wiedziałem jednak, że niejaki Francois Loblier jest specjalistą w tej dziedzinie i przypadkowo znalazłem jego adres. Napisałem do niego. Zgodził się wykonać dublikat. W oznaczonym dniu przybył i sporządził arcydzieło, które jedynie fachowiec mógłby odróżnić od oryginału. Po upływie czterech tygodni, po zakończeniu tej pracy, podjął swoje wynagrodzenie i wyjechał do Niemiec. Zdaje mi się, że wyjechał do Belgii ale teraz mieszka prawdopodobnie w Londynie.
Harry Dickson słuchał uważnie wyjaśnień jubilera. Gdy ten skończył, zapytał go:
— Czy sądzi pan, że ten człowiek zdolny byłby do podstępu? Chodzi mi o to, czy zamiast jednej imitacji nie zrobił dwóch, aby posłużyć się tą drugą dla celów przestępczych?
— Jest to zupełnie wykluczone, — uśmiechnął się jubiler. — Ja sam osobiście czuwałem nad jego pracą i nigdy nie zauważyłem nic podejrzanego. Loblier wywarł na mnie bardzo dodatnie wrażenie. W pamięci jego jednak musiały pozostać pewne szczegóły wykonania klejnotu, było także kilka fotografii, jest więc możliwe, że drugą imitacje wykonano później.
— Doskonale, to już jest coś — zauważył Dickson, — sądzę, że nie będzie trudno odnaleźć Lobliera w Londynie. Jeżeli istotnie ma on taki talent, musi być przecież znany wśród jubilerów londyńskich. Jaka jest wartość tej imitacji?
— Około 3 tys. marek.
Trzy zagadnienia nurtowały teraz umysł detektywa: Czy kolia znajdowała się w skrytce walizki, tak tajemniczo skradzionej mu z domu? Czy wykonawca imitacji wiedział, że współdziała w przestępstwie? W jakim celu przysłano mu imitacje klejnotu?
Harry Dickson przypuszczał, że złodzieje pragnęli oszukać go, aby móc potem spieniężyć swobodnie skradziony klejnot. I podstęp byłby się udał, gdyby jubiler nie wyrył na kolii swego nazwiska. Ten ostatni fakt świadczył o niewinności Franciszka Loblier. Prawdopodobnie polecono mu wykonanie drugiej imitacji, podając jakieś zmyślone powody. Lecz jednocześnie nasunęły się Dicksonowi inne wątpliwości. Jeżeli złoczyńcy mieli zamiar oszukać hrabinę, jego i wszystkich innych, podając fałszywą kolię za prawdziwą, to dlaczego nie uskutecznili tej zamiany już w czasie kradzieży? Po długim namyśle detektyw znalazł wyjaśnienie. Raz jeszcze wziął kolię i obejrzał ją z uwagą.
— Czy mechanizm zameczka w kolii miał jakąś cechę szczególną?
— Tak, mr. Dickson, — odparła hrabina. — Był trochę skrzywiony i zamykał się z trudem.
— A więc zechce pani zobaczyć, czy ten zamek nie pochodzi z autentycznego klejnotu, — rzekł Harry Dickson.
Hrabina obejrzała zamek i oświadczyła, że istotnie jest on prawdziwy.
— Rozwiązanie tej zagadki jest wobec tego łatwe, — rzekł teraz Harry Dickson z uśmiechem. — Aby mieć pewność, że nas oszukają, złodzieje wyjęli zamek z prawdziwej kolii i przymocowali go do tej imitacji. I dlatego właśnie nie zamienili klejnotów w chwili kradzieży.
— Pańskie zdolności do dedukcji są zdumiewające! — zawołała hrabina. — Ma pan rację. Każde inne wytłumaczenie byłoby niemożliwe.
— Czy kradzież miała miejsce w tym pokoju? — rzucił pytanie detektyw.
— Nie, mr. Dickson, o piętro wyżej. Zechce pan łaskawie pójść ze mną, pokaże panu.
Harry Dickson wstał i przeszedł wraz z hrabiną przez buduar, aby udać się do towalni.
— Na tvm małym stoliczku leżał futerał z kolią. — rzekła hrabina. Podeszła do małej szafki i wyjęła szufladkę.
— A klejnoty, które leżą teraz w szufladzie, czy były tam także w owym dniu?
— Oczywiście: mają one wszystkie razem taką wartość, jak kolia.