do Garofolego, stanął przed nim ze skrzyżowanemi ramionami.
— Co się mieszasz w to, co cię nie obchodzi, stary warjacie, — rzekł Garofoli.
— To obchodzi policję.
— Ty mnie grozisz policją? — wrzasnął Garofoli, podnosząc się z miejsca.
— Tak, ja, — odpowiedział mój mistrz, nie dając się zastraszyć wściekłością Garofolego.
— Posłuchaj, Witalisie, — rzekł tamten, uspakajając się i przybierając ton żartobliwy, nie trzeba być niegrzecznym i grozić mi, gdyż i ja z mej strony mógłbym niejedno opowiedzieć. A wtedy nie wiem, kto z nas byłby bardziej niezadowolonym. Zapewne nie poszedłbym na policję, którą wasze sprawy nic nie obchodzą, ale są inni, których by to zainteresowało. Potrzebuję im powiedzieć tylko jedno jedyne imię, a wtedy któż z nas starałby się bardziej ukryć swą hańbę?
Mój mistrz stał chwilę, nie odpowiadając.
Swą hańbę? — Byłem zdumiony i nim jeszcze otrząsnąłem się z tego zdumienia, mistrz ujął mnie za rękę.
— Pójdź za mną!
I wyszedł ze mną za drzwi. Nie mówiąc słowa, nie odwracając się, zszedł ze schodów, trzymając mnie wciąż za rękę. Z jakąż ulgą kroczyłem za nim. Nie dostanę się Garofolemu! Gdybym był śmiał, byłbym uściskał za to Witalisa.
Tak długo, dopóki byliśmy na ulicach, po których chodzili ludzie, Witalis szedł, nic nie mówiąc. Lecz niebawem znaleźliśmy się na pustej uliczce. Wtedy usiadł
- ↑ Pisze się po francusku: Gentilly.