Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/122

Ta strona została uwierzytelniona.
—   116   —

i słowiki, to jest odczekaj odpowiedniej pory do wybrania się w drogę.
Dom, przy którego furcie upadliśmy ze znużenia, należał do ogrodnika Akę[1]. W chwili, w której przyjęto mnie do tego domu, rodzina składała się z pięciu osób: z ojca, którego nazywano Piotrem; z dwóch chłopców, Aleksego i Benjamina i dwóch dziewcząt, starszej Stefanji i najmłodszej ze wszystkich dzieci, Lizy.
Liza była niemą, ale nie od urodzenia, to znaczy, że jej niemota nie była skutkiem głuchoty. Mogła mówić przez dwa lata, potem nagle w czwartym roku życia zaniemówiła po napadzie epilepsji. Szczęściem nie wpłynęło to niekorzystnie na jej umysł, który przeciwnie rozwijał się nadzwyczaj szybko. Nietylko rozumiała wszystko, co się do niej mówiło, lecz potrafiła okazać wszystko, co chciała. Jej bracia nie wytykali jej kalectwa; ojciec widział w niej wszystko; najstarsza siostra, Stefanja, uwielbiała ją.
Pani Akę umarła w rok po urodzeniu się Lizy i od tego dnia Stefanja, która tylko o dwa lata starszą była od większego z braci, stała się małą mateczką dla rodziny. Zamiast chodzić do szkół, pozostała w domu, przyrządzała żywność, przyszywała guziki i narządzała odzież ojca i braci, nosiła Lizę w ramionach. Zapomniano, że była córką i siostrą, prędko przyzwyczajono się do uważania jej za służącą i to za służącą, z którą się liczyć nie potrzeba, bo wiedziano, że ona nigdy nie opuści domu i nigdy o nic gniewać się nie będzie.
Stefanja nie miała czasu być dzieckiem, bawić się i śmiać. W czternastym roku życia twarzyczka jej była smutną i melancholiczną, jak u starej 35-letniej panny, choć rozjaśniał ją wyraz słodyczy i rezygnacji.

Nie minęło ani pięć minut od chwili, w której zawiesiłem moją harfę na gwoździu, gdy opowiadając o tem, jak nas zmożyło zimno i znużenie przy powrocie

  1. Pisze się: Acquin.