— Niema teraz „graniastej“, — mówiłem smutno sam do siebie, — niema mleka, ni masła, nie będzie więc chruścików, ani pączków.
Tymczasem, matka Barberin sprawiła mi wielką niespodziankę. Poprosiła jedną ze swych sąsiadek o trochę mleka, drugą o kawałek masła i gdy koło południa wszedłem do izby, zastałem matkę Barberin zajętą wsypywaniem mąki do koponki.
— Ach! mąka, — rzekłem, zbliżając się.
— Tak, to mąka, mój mały Remi, — odparła, uśmiechając się.
Nie śmiałem zapytać się, do czego ma być zużytą ta mąka, nie chcąc sprawić przykrości matce Barberin.
— Do czego używa się mąki? — zapytała, spoglądając na mnie. — Na chleb. — I na co jeszcze? — Na zupę. — I na co jeszcze? — Nie wiem. — O tak, ty wiesz, dobry, mały chłopcze, że to dziś tłusty wtorek, dzień pączków i chruścików, lecz wiesz także, że nie mamy masła ani mleka, więc nie chciałeś o tem mówić. Nieprawdaż?
— O! matko Barberin!
— Widzisz, odgadłam to wszystko i postarałam się o to, aby tłusty wtorek nie wypadł zbyt chudo. Zajrzyj tylko do garnka.
Uniosłem żywo pokrywkę i spostrzegłem mleko, masło, jaja i trzy jabłka.
— Podaj mi jaja, — rzekła matka — i w czasie, gdy je rozbiję, ostruż jabłka.
Gdy ciasto było już zaprawione, matka Barberin postawiła naczynie z ciastem na gorącym popiele, gdzie miało stać aż do wieczora. Przy kolacji mieliśmy piec pączki i chruściki.
Przyznać się muszę otwarcie, że dzień dłużył mi się niesłychanie. Niejednokrotnie zaglądałem do rosnącego ciasta, którego miły zapach mnie nęcił.
— Narąb drewek, — rzekła mi wreszcie matka Barberin, — trzeba naniecić silny ogień.
Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/13
Ta strona została uwierzytelniona.
— 7 —