mowlęcia. Zbliżył się do furty i spostrzegł małe dziecię złożone na ziemi.
— Było to o świcie, w miesiącu lutym.
— Gdy się Hieronim naokół rozejrzał, by kogoś przywołać, ujrzał jakiegoś człowieka, kryjącego się poza pniem grubego drzewa. Człowiek ten począł teraz prędko uciekać. Bezwątpienia ukrył się on tam dlatego, by zobaczyć, czy kto znajdzie dziecko, które on tam położył. Hieronim nie wiedział co począć z dzieckiem, które na cały głos płakało. Tymczasem nadeszło jeszcze kilku innych robotników i Hieronim idąc za ich radą, odniósł płaczące rzewnie niemowlę do komisarza policyjnego.
— Dziecię nie przestawało płakać. Niezawodnie zimno mu było. Ale gdy i w biurze policyjnem, gdzie bardzo ciepło było, dziecko wciąż płakało, domyślono się, że jest głodne i poszukano kobiety, która je nakarmiła. Wtedy rozebrano niemowlę przed ogniem.
— Był to śliczny, pięcio- lub sześciomiesięczny chłopyszek, różowy, tłusty, prześliczny. Pieluszki i cienka, ozdobiona koronkami bielizna, jaką miał na sobie, świadczyły o tem, że musiało to być dziecię bogatych rodziców. Było to zatem dziecko, które ktoś musiał ukraść, a następnie porzucił. Tak przynajmniej komisarz tę sprawę wytłomaczył.
— Cóż miano z dzieckiem zrobić?
— Po spisaniu wszystkiego, co zeznał Hieronim, powiedział komisarz, że odeśle niemowlę do domu podrzutków, jeżeli między obecnymi nie znajdzie się nikt, ktoby podjął się wychowywać to dziecię dopóty, dopóki się jego rodzice nie zgłoszą i za wysokiem wynagrodzeniem dziecka swego od wychowawcy nie odbiorą.
— Na to odezwał się Hieronim, że weźmie dziecię do siebie. Dano mu je. Miałam właśnie własne dziecię w tym samym wieku. W ten sposób stałam się twoją matką.
Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/20
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —