Generał śmiał się jeszcze bardziej, a Kapi znowu aż przewrócił się ze zdumienia.
I tak szło dalej aż do chwili, w której zniecierpliwiony generał zrzucił mnie z krzesła, sam na niem zasiadł i zjadł śniadanie, które było dla mnie przeznaczone.
Ach, on wiedział, w jaki sposób używać serwety. Z gracją przeciągnął ją przez dziurkę od guzika przy swoim mundurze i potem rozłożył ją na swoich kolanach. Z elegancją łamał chleb i wypróżniał swą szklankę! Ale największe wrażenie wywołało to, gdy po śniadaniu zażądał generał wykłuwacza do zębów i z szykiem takowym się posługiwał. Ze wszech stron rozległy się oklaski. Tryumf nasz był zupełny.
Podziwiano, jak małpka była inteligentna, jak głupim był służący.
Wracając do oberży, Witalis wyraził mi swe uznanie i byłem już na tyle komediantem, że czułem się dumnym z jego pochwały.
Komedjanci trupy synjora Witalisa, t. j. pieski i małpka, mieli niezaprzeczenie talent, ale talent ich nie był wielostronny.
Po trzech, czterech przedstawieniach repertuar[1] ich był już wyczerpany; mogli go byli tylko powtarzać.
Stąd wynikała konieczność ustawicznej zmiany miejsca. — Po trzech dniach zatem wyruszyliśmy w drogę.
— Dokąd idziemy? — zapytałem mistrza, wobec którego już się ośmieliłem.
— Czy ty znasz krajowe miejscowości?
— Nie, — odrzekłem.
— Czemu się zatem pytasz, dokąd idziemy? Choć-
- ↑ Repertuar oznacza zasób sztuk, jakie odnośna trupa umie odgrywać.