sobu leczenia, to jest przywiązano chorego wzdłuż do deski, aby się wcale poruszać nie mógł.
Wtedy to pani Milligan kazała w Bordo zbudować ten statek, na którym się obecnie znajdowałem.
Zmieniono statek na pływający domek z pokojami, z kuchnią i werandą. W salonie albo na werandzie, zależało to od pogody, przebywał Artur od rana do wieczora w towarzystwie swej matki. Bez wysiłku mógł napawać się widokiem różnych krajobrazów, które przesuwały się przed jego oczyma.
Przed miesiącem opuszczono Bordo, a przepłynąwszy rzekę Garonnę, przybyto do kanału Południowego, skąd miano płynąć przez stawy i kanały ciągnące się wzdłuż morza Śródziemnego. Następnie na falach różnych rzek miano dopłynąć aż do Ruan[1] i tam wsiąść na wielki okręt, by powrócić do Anglji.
Tych wszystkich szczegółów o pani Milligan i o Arturze nie dowiedziałem się odrazu, lecz dopiero zwolna.
W dniu mego przybycia poznałem tylko pokoik, jaki był dla mnie przeznaczony na „Łabędziu“, gdyż łabędziem nazywano statek. Pokoik ten miał tylko dwa metry długości, a metr szerokości, ale wydał mi się najpiękniejszym, jakim go tylko wyobraźnia dziecięca wymarzyć mogła.
Rozebrawszy się i wyciągnąwszy się na łóżku, doznałem nieznanego mi dotąd uczucia rozkoszy. Po raz to pierwszy spoczywałem na miękkiem, wonnem posłaniu, na którem inaczej się leżało, niż wczoraj na zeschniętem igliwiu.
Ale choć dobrze mi się leżało w wygodnem łóżku, nazajutrz wstałem dodnia, bo byłem niespokojny, jak moi komedjanci noc przepędzili.
Znalazłem ich śpiących smacznie na ich legowiskach tak, jakby się już od wielu miesięcy na tym statku znajdowali. Za mojem nadejściem psy pobudziły się
- ↑ Pisze się właściwie: Rouen.