Słuchając mnie mówiącego i objaśniającego mu w jaki sposób mógłby się łatwo nauczyć zadania, które mu wydawało się trudnem, Artur patrzał na mnie ze wzruszeniem i z obawą, jakby nie był przekonanym o prawdzie moich słów. Jednak po kilku sekundach namysłu zaczął opowiadać:
— Owieczki były bezpieczne w swym gaju. Psy spały, a pasterz w cieniu wielkiego klonu grał na fujarce z innymi pasterzami z sąsiedztwa.
I z radości klasnął w dłonie.
— Umiem bajkę, — zawołał, — nie pomyliłem się ani razu.
— Chcesz nauczyć się bajki do końca w ten sam sposób?
— Tak, z tobą razem nauczę się napewno. Ach, jaka mama będzie zadowolona!
I zabrał się do uczenia dalszego ciągu bajki.
W niespełna kwadrans umiał bajkę doskonale i właśnie powtarzał ją bez żadnej omyłki, gdy matka jego nadeszła nagle.
Z początku rozgniewała się, widząc nas razem, bo sądziła, że się tylko bawimy, ale Artur nie dał jej dojść do słowa.
— Umiem bajkę, — wołał — i to on mnie jej nauczył.
Pani Milligan spoglądała na mnie ze zdziwieniem i chciała zadać mi pytanie, lecz Artur bez wezwania zaczął opowiadać bajkę o wilku i jagniątku, a w głosie jego brzmiał triumf i radość, nie zająknął się też, ani nie omylił się ani razu.
W tym czasie przyglądałem się pani Milligan. Widziałem, jak jej piękna twarz rozjaśniła się uśmiechem. Zdawało mi się, że w oczach jej błysnęły łzy, lecz nie mogłem przekonać się, czy rzeczywiście płakała, bo w tej chwili pochyliła się nad swoim synem, ściskając go czule i biorąc w ramiona. Potem przybliżyła się do mnie i uścisnęła mi rękę tak tkliwie, że uczułem się wzruszonym do głębi.
Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/78
Ta strona została uwierzytelniona.
— 72 —