Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/84

Ta strona została uwierzytelniona.
—   78   —

— I ta dama oczekuje mnie? — zapytał, gdyśmy wchodzili do hotelu.
— Tak, zaprowadzę pana do jej pokoju.
— To niepotrzebne, powiedz mi tylko numer jej pokoju i pozostań tu z psami i z Żolisiem, czekając na mnie.
Dlaczego nie chciał, abym był obecnym przy jego rozmowie z panią Milligan? Zadawałem sobie to pytanie, nie znajdując na nie odpowiedzi.
Lecz wkrótce ujrzałem powracającego Witalisa.
— Idź pożegnać się z tą panią, — rzekł, — ja tu zaczekam na ciebie; odjeżdżamy za dziesięć minut.
Byłem zmiażdżony; lecz wstałem, aby usłuchać go machinalnie, nie rozumiejąc, co się ze mną dzieje.
Wchodząc do apartamentu pani Milligan, zastałem Artura zalanego łzami, a ją pochyloną nad nim i pocieszającą go.
— Remi, ty przecież nie odjedziesz? — zawołał Artur.
Na to nie ja, lecz pani Milligan odpowiedziała, tłómacząc, że muszę być posłusznym.
— Prosiłam twego mistrza, by cię u nas pozostawił, — mówiła mi głosem, na którego brzmienie łzy mi do ócz napłynęły, — ale w żaden sposób nie chciał na to przystać.
— To niegodziwy człowiek, — zawołał Artur.
— Nie, to nie jest bynajmniej niegodziwy człowiek, lecz Remi jest mu użyteczny, a przytem on ma dla niego prawdziwe przywiązanie. Ze słów jego poznałam, że to jest uczciwy człowiek, który stoi wyżej ponad swój stan. Usprawiedliwiając swą odmowę, odpowiedział mi: „Kocham to dziecko, które mnie także kocha. Ciężka nauka doświadczenia życiowego, jaką będzie u mnie przechodził, będzie dla niego pożyteczniejszą, niż służebna zależność, w jakiej żyłby przy was. Pani dałabyś mu naukę, edukację, to prawda. Kształciłabyś jego umysł ale nie jego charakter. Synem pani on być nie może, ale za to dla mnie będzie on synem, a to coś wię-