Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/016

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co mam spać, milczę.
— Czuwaj brachu, to się obłowim.
Felek ściskał w ręku rewolwer i modlił się w duszy.
— Boże uratuj, to już ostatni raz, więcej nie chcę być z nimi, ucieknę.
Serce mu tłukło w piersi, zęby szczękały, ciało miał oblane warem.
— Ostatni raz, ostatni raz.
Kołatanie wozu zbliżyło się już, i nagle Felek ujrzał parę koni w parcianych szlejach, drabiny wypchane słomą, i kilku ludzi gadających głośno. Zaćmiło mu w oczach. Cygan trącił go w bok, a jednocześnie Silny zawołał przyduszonym głosem.
— Naprzód!.. otaczać wóz. Makary do koni... Felek za mną! marsz!..
Wypadli na szosę. Makary ze zwinnością wiewiórki skoczył do dyszla i wstrzymał konie. Silny na stracha wypalił dwa razy z rewolweru. Powstał straszliwy zamęt, wrzask, tupot końskich kopyt. Konie bite pięścią po głowach, przez Makara, z tyłu ćwikane batem, stawały dęba siadając na zadach. Furman stanął przerażony, wołał na konie, chlastał lejcami, ale w tej chwili Cygan zdusił go za gardło i ubezwładnił. Na wozie kotłowało się. Silny z Felkiem powalili żyda i związali mu ręce. Silny zabrał pieniądze, ale dwóch gospodarzy wiej-