Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

— Znowu mnie zabiorą, każą mordować, piekielniki! bez nich ja zgubiony!
Zacisnął pieść i grożąc bandytom, krzyknął:
— Nie doczekanie wasze psubraty!..
Ukląkł, chwycił rzucony rewolwer i pochylony nad trupem zawołał żałośnie.
— Ociec, nie przeklinajcie mnie!...
Przyłożył lufę do skroni, strzał huknął, i ciało Felkowe, drgające, zlane krwią, upadło na ojca poprzecznie. Tworzyli razem straszliwy krzyż............
Bandytów, strzał osadził na miejscu, zlękli się, chcieli uciekać w las, ale powstrzymał ich Silny, mówiąc.
— To Felek strzelał, pewno dobił tego chłopa co go ucapił za plecy. Chodźmy brachy, udało się nam, ale trza zmykać.
— Tylko jeden zabity, reszta powiązana, ale do miasta dojadą i dadzą znać policji — przyświadczył Bąk.
Podeszli bliżej i Silny krzyknął.
— Felek wstawaj! zmykamy w las.
Ale chłopak się nie ruszył.
— Co, on śpi? patrzajcie... dzieciątko!...
Cygan podniósł głowę Felka: szeroka struga krwi zalała mu ręce.
— On zabity! krzyknął Cygan i puścił głowę chłopca.