Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziadku, o jenerałach mów — zaszczebiotały znowu dzieci.
— Ot... ot... ot... ciekawskie! no to słuchajta bąki; siadać mi po porządku, raz, dwa, trzy, ot tak. I ty Jadamuś przykucnij, zaraz ci ulży. Jagatka tymczasem słoninę do kartofli uskwarzy.
Stary oparł się obu rękoma na grubym kiju, zgarbił, podniósł twarz do góry, i z przymkniętemi powiekami prawił.
— Ot... ot... ot... dawne czasy. Było to wnet po wojnie tureckiej, po Plewnie, gdzie ot... ot... ot... takoż... kule... harmaty... ale... ja tam nie był.
Dzieci szarpały starego za kożuch.
— Dziadku o jenerałach mówcie, my już wojnę znamy.
— Toż mówię, cichoj; po wojnie tureckiej włóczyło się dużo gałgaństwa różnego, złodziejów, koniokradów, jak zawsze po wojnie. Czasem policja szukała, a czasem i dragony. My z Jadamciem siedzieli ot... ot... ot... na leśniczówce, pilnowali boru. A zwierza to już nas tak znali, jako i teraz. Bywało idę na obchód a kawałek chleba do garści wezmę, a zacznę wabić to, ot... ot... ot... i cały regiment saren i jeleni a koziołków za mną bieży. Skacze to, raduje się, aż śmiech patrzeć i człowiekowi miło. Czasem to i z łosiami ja takie sztu-