Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

na święto, w stary szynel co mnie mój półkownik podarował; czapkę żołnierską na głowę wsadził; ordery dwa co mam z wojny, przypiął; strzelbę zawiesił; patrontasz nałożył, a nóż za pas, i hajda w bór. Jadamuś młodziak takoż się wygalantował, w nową kurtę z siwym barankiem, na sznury spiętą z przodu, barankowa czapa, a że chłopczysko zalotne było, to ot... ot... o... pióro sobie z cietrzewia przypiął do czapy. Tak my poszli na Czortowe doły, wabili, wołali, dawali siano skubać aż zbiegła się do nas niezła gromadka saren i jeleni że aż dziwo.
— I teraz tak samo, jak zwołam to idą za mną niby dzieci — przerwał znowu Adam.
— Ot... ot... ot... wiadomo oswojooone, od maleńkości nas znają. Toż ja tu urodzony na Majdanie i ty Jadam takoż, moj ojciec już ich wodził za sobą. Jak my tu z dziada, pradziada tak i zwierz swoje pokolenia w naszych oczach mnoży. Tak oto wtedy ściągnęli my ich do siebie, i wabiąc, głaskając, gadali my do nich jak do ludzi i wiedli za sobą pod Majdan. A tam już my wcześniej naszykowali dla nich brogi, znaczy się stogi siana i liści, zebrali my z całego lasu. Idziem tedy, idziem, a sarny za nami. Obwąchują nas, trącają nosem strzelby, ale nie boją się, wiedzą juchy że im nic nie zrobim. Aż huk idzie po lesie i