podmuchy wsi i świergot skowronka. Czarne kosy długie, lśniące związała czerwoną tasiemką i przysłoniła je zlekka chustką w jaskrawe kwiaty.
Kraśne, ładnie wykrojone usta śpiewały rzewną dumkę, ale w dużych czarnych oczach świecących jak djamenty, przebijała tęsknota i gorąca natura wychowanki wołyńskich pól i borów.
Pochylona, widziała w bystrej wodzie odbicie własnej postaci w krasie urody i młodości, nie uważała na to. Mąciła wodę brudnemi szmatami, rzucając fali dzwięczną melodję ludowej piosenki.
A rzeka płynęła wartkim prądem złocąc się w blaskach zachodu, rozlewała szeroko spienione bałwany, i szła w dal w sine bory hucząc i roznosząc echo na pola i gęste knieje.
Okolica była malowniczą. Z drugiej strony rzeki wyrastały góry porosłe bujnym lasem. Na wyniosłej górze bielił się dwór nad rzeką, długim pasem szarzała wieś zacieniona drzewami, z obłokiem dymów świecących purpurowo. Z po za pagórków, pokratowanych jak mozaika z różnokolorowych zbóż, wychylała się druga wieś. Nad rzeką sterczały ogromne zwały kamieni obrośnięte mchem; przy wodzie leżała piasczysta łacha usiana kamyczkami i pełna muszli.
Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.