Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

nagle rozochocony Daniłko chwytając dziewczynę za rękę.
Zerwała się posłuszna i razem wybiegli na środek izby.
— Hu — ha! — krzyknął chłopak biorąc się pod boki. Stojąc naprzeciw dziewczyny, zaczął tańczyć z życiem skocznego kozaka. Szedł w prysiudy tak zręcznie, że prawie siedział na ziemi, a nogami wywijał na wszystkie strony. I patrzał na Fedotkę ognistemi oczyma, i przytupywał raźno z wielkiej radości co mu w duszy wrzała. Czarne włosy spadły mu na czoło, nozdrza poruszały się gwałtownie, ale tańczył i tańczył wpatrzony w drepczącą naprzeciw zazulę swoją.
Fedotka przebierała drobniutko małemi stopami, to przysuwając się do swego chłopca, to znowu odbiegając prędko. Trzymała się palcami za spódniczkę, wpatrzona uparcie w migające czarne swe buty. Czasem podniosła gwieździste źrenice na tańczącego Daniłka, a on pokrzykiwał głośniej i bił hołubce aż kurz podnosił się z glinianej podłogi.
— Ot! tańcujut sprawnie! — wołali chłopi.
— Nu! taja Fedotka harna, czort ją chował!....
— Ale win harniejszy — dodawały dziewczęta.
— Takoho sołdata ja jeszcze nie baczyła.