Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.
Krzyże.

I tak, powstały te krzyże ..........
Piaszczystą drogą pomiędzy rżyskami toczyła się bryczka zaprzężona w parę mizernych koni. Powożący chłopak w wypłowiałej czapce, ciekawie rozglądał się po okolicy.
Nic osobliwego — mruczał — piaski i piaski.
— Nie bogaty kraj, ale miły — odpowiedział pan, w płóciennym kitlu i słomianym kapeluszu.
— U nas piękniej, wielmożny panie.
— Głupiś!
Parobek umilkł. Jechali w milczeniu tylko pan wzdychał lub zakaszlał sucho z zapadłej piersi. Z pod siwych, kępiastych brwi i olbrzymiego kapelusza, stare, blado niebieskie oczy pilnie śledziły żółte łany pól, jeżących się przy ziemi szczotką ściętego zboża. Wzrok jadącego obejmował z miłością horyzont, zanurzał się w cienie lasów, błądził po drogach i wierzbach.
Z wyrazu oczu widać było, że przycisnął by ten kraj do swej starczej piersi. Odjechał stąd pełnym sił i energii — a wracał?... już po-