Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

A wszystkie chorały niebieskie spłyną nad głową Zbawiciela i pieśnią niebiańską zawtórują Jego słowom:
Ludu, bądź błogosławiony! ........

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Skończyliśmy na chwałę Panu! zawołały radosne głosy w gromadzie — Jaki piękny! — a wielgi, aż do nieba!
— Miły Boże! ile ich teraz stanęło? i nie zliczyć, hej ludzie!
— Pomódlma się i do dom, jeszcze kto nadjedzie.
— Zaro, ino oklepiem barjerkę. Mocno przypasowana?
— Oj i jak! dobrze my ją wyrychtowali, sam król mógłby złożyć, a niewiele stuku było.
— No to teraz ludzie na kolana.
Gromada, klęcząc w piasku, pochyliła głowy.
— Kyrie elejzon.
— Chryste elejzon ..........
Popłynęła dziękczynna modlitwa chłopskich serc.
I jak kraj szeroki, gęsto wśród pól i dróg, takie klęczące gromady pod nowemi krzyżami mówiły pobożnie:
— Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas!
A księżyc obsypywał opalami pochylone głowy, rozjaśniał biel nowych krzyży i zdawał się mówić za ludźmi.