Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.




Rozkołysały się rozkoszne tchnienia wskroś pól, łąk i lasów. Roztętniały pulsa gleby, przenika ją niesłychany, jedyny w swym rodzaju, dreszcz twórczy!
Poczynać! Tworzyć, tworzyć!
I pragnienie ziemi ziściło się. Łono jej zakwita kolorowym rumieńcem kwiecia, otuliły ją zielone puchy wiosenne, lica jej płoną żarem miłosnym, żarem pożądania i hojności.
Bezmierna szczodrość ogarnia przyrodę. Daje ona światu namiętny spazm rozkoszy, swój żywiołowy krzyk szczęścia i radości, swą glorję bezkreślną, swą modlitewną hosannę. Wielkie pragnienie twórcze oto już spełnione i wzmaga się w potęgę.
Rozmiłowanie słodkie wsącza się w żyły drzew, nabrzmiewają soki, pobudzając pączki do rostu. Oblepione są gałęzie pękami, jakby umaczanemi w lepkim miodzie. Wiew ciepły przenika tę młodzież ochoczą, słońce całuje i pieści. Coraz zieleńsze są drzewa, listki wywijają się z pąków, rozchylone łona otwierają