Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

bawiła jednak ludzi i niewiele niżej stoi w ich uczuciach od idealisty słowika, który tyle zyskał, że sobie gardło zdarł, a w końcu biedaka, zapędzonego w śpiewie, napadł kot i finita la comedia! Kukułka cieszy się ze swej praktyczności i dowcipu w każdym kierunku, co pozwala jej być egoistką. Ale teraz jej wołanie „kuku“, naiwne i młodzieńcze, budzi zachwyty: Wiosna już! Wiosna! wiosna!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Anielka chodzi wolno po alejach parku. Dysze on cały młodem życiem i jest jak pacholę śmiejące się do świata.
Anielka marzy. Drobną stopą gniecie młodziutkie trawki, soczyste kiełki ziół, nawet kwiatki blade dusi nogą bezwiednie. W długiej czarnej sukience, z odkrytą szyją, wyłaniającą się z białej, tiulowej fryzki, z warkoczami ciemnych włosów, wijącemi się na plecach, z bledziutką, ściągłą twarzyczką Anielka jest ładna, wdzięczna, jak artystyczny obrazek, ale smutna. Jej profil w typie Axentowicza, znakomicie licuje z aleją grabową, świeżo ustrojoną w mnóstwo napół rozwitych listków i z całym kolorytem parku, gdzie blady róż powietrza, blady błękit nieba i blada zieleń roślinna, zlewają się w akord nastrojowy, jakichś zaczętych sonetów, jakiegoś tajemniczego początku, co zmusza do przeczuć zja-