Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.




Na łące, obok bystrej rzeczki, siedzi kilkoro młodych ludzi i... plotą wianki. Pełno śmiechu, zabawy, dowcipów. Zaczynają się spory, czyj wianek ładniejszy, który popłynie równiej po rzece i dokąd.
Wigilja Ś-go Jana, więc młodzież w swoim żywiole.
Najmniej zainteresowania wiankami okazują: szesnastoletnia Hania i starszy od niej o kilka lat Adaś Zdolski, który świeżo opuścił ławę szkolną i pasowany jest na dorosłego młodzieńca. Ta para młodych ludzi nie plecie wianków, ale ciągle z sobą rozmawia, widocznie naradzając się. Oboje przejęci są jedną myślą i bardzo poruszeni.
— O której godzinie wyjdziemy? — pyta się Hania, a oczy jej błyszczą ciekawością.
— Wyjdziemy po ukończeniu tych szopek wiankowych, najlepiej pod kwiecistą górę, tam rosną piękne krzewy paproci...
— A pan się nie będzie bał?...
— Ja?... Co też pani mówi!