Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

topowe; obrzydliwe kobiece ciała o twarzach meduzy. Ptaki z ogonami żmii, węże łażące na ludzkich rękach, wszystko to wypełza jak z pod ziemi i dąży do Adasia z sykiem, zgrzytaniem zębisk, z mlaskaniem wstrętnych paszcz. Adaś drętwieje z przerażenia, mózg i krew mu krzepnie w lód, boi się już wyraźnie o siebie i Hanię, lęka się na nią spojrzeć, ale czuje dygotanie jej ciała, wyczuwa jej przerażenie. Milczą oboje, siedzą bez ruchu, jakby zamarli.
Na polance gwałt piekielny. Zjawiły się poczwary starych zgrzybiałych kobiet skaczą cienkie wysokie ciała szatanów. Sabat czarownic! Aż oto i śliczne postacie niewieście, jak obłoki spłynęły w te mrowisko straszydeł i otaczają paproć łańcuchem srebrnych ciał spowitych w blaski, a bosko nagich i bosko pięknych.
Nagle powstał hałas, szum ogłuszający. W powietrzu latają płomienie, świst ognia miesza się z gwizdaniem i chrapaniem potworów. Wicher dmie jak stado gigantów, kotłuje się wszystko, grzmi, ryczy. Adaś jest pewny, że to koniec świata, bo już niebo płonie i topnieją obłoki, spływając gorącą lawą na szalejącą ziemię. Zmącił się umysł Adasia, słyszy obok siebie jęk Hani, ale jest bezsilny, żelaza go jakieś przykuły do ziemi. Nagle podpełza do