Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.

Podnosi zbolałą głowinę i oczy zanurza w szlak gwieździsty.
A gwiazdy mrugają, mrugają.
Mrugają na znak, że współczują biedzie ludzkiej, że pragnęłyby zapobiedz jej i nawet spadać byle dobrobyt rozsiać na ziemi, byle nędzę skrócić, głód uśmierzyć. Ale nie mogą zejść na ziemię, bo i one są dziećmi Boga Wszechmocnego, który inne dla nich cele obmyślił. Gwiazdy są posłuszne Stwórcy Wszechrzeczy i wierzą, że On nie pozwoli zginąć swym dzieciom dobrym i wierzącym. A przecież ta dziewczynina nie wyrzeka, nie złorzeczy, tylko błaga o ratunek i modli się.
Więc gwiazdy mrugają przychylnie, pocieszając dziewczynę.
Ewka rozumie mowę ciał niebieskich, oto one mówią jej, że może sobie nazbierać tych kłosów pszenicznych, że nie zgrzeszy, bo ma na myśli chorą matkę, bo zresztą i jej żołądek upomina się o swe prawa.
— To znacy, gwiazdecki, ze mozna uzbierać kłosików, ze to nie będzie kradzieżą? — pyta Jakuszówna, jakby samego Boga na spowiedzi.
A gwiazdy mrugają, mrugają.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Okrężne! Uha! Okrężne!
Muzyka gra od ucha, aż same nogi skaczą,