pie żołędzie, jarzębiny, buczynę na pokarm dla zwierząt, sosny rzucają na ziemię szyszki z których korzystają wiewiórki. Bór się ogałaca lecz zawsze jest spokojny, poważny, pełen godności i wiary w swą moc i w swe posłannictwo. Ogarnia go już mgła jesienna, wilgoć przejmująca liże członki drzew, konary ich truchleją od mroźnych wichrów, od przymrozków rannych i wieczornych. Oślizgłe są ramiona drzew i tłuką się o siebie, spierają czubami, prowadzą z sobą rozmowy nieskończone; pogwara ich idzie mocarnie hen, w dal siną, w obłoczne strefy. Październik zmienił świat w szary, mętny, chłodny, i wilgotny przedsionek zimy.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Na leśniczówce w Smolarni panuje gwar niezwykły. Stary borowy Maciej wydaje za mąż jedyną córkę Małgosię. Cała leśniczówka poruszona przygotowaniem do wesela. Dwaj bracia Małgośki Franek i Jan przyszli właśnie z boru, niosąc kilka zajęcy i kozła, którego upolowali z pozwoleniem dziedziczki na ślub Maciejówny. W izbie kobiety pieką ciasta, gotują i smarzą. Mnóstwo krzyku, nawoływań, radosnej wrzawy. Ślub ma się odbyć wieczorem w małym kościołku, położonym wśród lasów, do którego państwo młodzi pójdą piechotą, bo tak sobie postanowili. Na ślubie i weselu obecni będą dziedzice ze dwora, a sama pani przywiezie suknie i wieniec dla młodej.