nia, silniejszego nad wszystko, co przeżył. Wzniósł duszę na wyżyny, serce śpiewało hejnał radosny. Chwila nieziemska! Chwila jedyna w życiu.
Chwila święta, bo rodząca dobro i poprawę.
Andrzej oparł się o futrynę drzwi, zamknął oczy.
Upojenie wzięło go w swój krąg zaczarowany.
Uczuł dotknięcie do ramienia. Otworzył oczy.
Dziad trzymał go w objęciach, ciekawie nań patrząc.
— Jędruś, co ci to... nieboże?...
Andrzej załkał jak dziecko
.
— Dziadziu... jestem Dębski, czuję to krwią, sercem, duszą, mózgiem to czuję! Jestem wasz, Dębno moje, kocham tę ziemię i... i...
— Jędruś! ocknij się! i co...
— I... zostanę tu.
— Chwała bądź Boże! — ryknął stary ze łzami w głosie.
Porwał wnuka w pół, ale nagle odsunął się od niego.
— Jędrek czy ty... nie śpisz?
— Kocham was dziadku i będę wśród was — rzekł Andrzej z mocą, dobitnie.
— A nasze... zacofaństwo?...
Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/322
Ta strona została uwierzytelniona.