Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/144

Ta strona została uwierzytelniona.

— A jednak będę lazł do swego celu, zapatrzony w swą ideę, i dolezę. Choć, być może, całe życie na to poświęcę.
Ordynat i Herbski zamienili z sobą spojrzenia. Ordynat rzekł:
— Wybacz mi, Bohdanie, niedyskrecję, lecz... powiedz mi... Mam pewne prawa zapytać cię o to.
— Pytaj, wuju.
— Powiedz mi jaki jest główny twój cel, i co jest ową ideą?
Bodzio zmarszczył brwi. Trochę się wahał, ociągał. Wreszcie rzekł odmiennym tonem:
— Chcę, wuju, z czasem naturalnie, wyratować i odzyskać Czerczyn; oddać mamie jej sumę, wchłoniętą przez majątek, i Wiktora może... własnym przykładem ocalić. Chcę aby Czerczyn stał się podobnym do Głębowicz.
— I aby był pańską własnością?... — spytał ciekawie hrabia Dominik.
Bohdan zapłonął gniewem.
— Nie, zaborcą nie będę. To dziedzictwo Wiktora. Ja chcę ich ratować, ale nie okradać podstępnie. Swoje wybrałem.
Waldemar rozpromieniony spojrzał na przyjaciela.
— Oto jest jego idea i jego cel — rzekł ze wzruszeniem.
Bohdan spuścił oczy, trochę się zmieszał. Ordynat to zauważył.
— On jeszcze coś ukrywa — pomyślał niespokojnie.
Herbski zdumiewał się, winszował młodzieńcowi zapału i szczerze życzył powodzenia.
Bodzio odpowiedział ze śmiechem:
— Panie hrabio. Dopiero zaczynam piąć się, jak niegdyś na zwierzyniecki płot w Głębowiczach. Ale mię krzepi wiara, że cel opanuję. To duża siła.
— Tak, i twórcza dodał Waldemar.




XLIII.

Bohdan bez żalu żegnał Wiedeń. Na zaproszenie Szötenyiego odpowiedział szczerze, że nieprędko znowu odwiedzi stolicę naddunajską. Ale gdy pociąg ruszał, Bodzio patrzał w stronę Burgu z jakąś smętną tęsknotą, której nawet nie rozumiał. Zostawiał tu swoje dni zapomnienia, dni upojeń i swobody. Cieszył się, że