Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/146

Ta strona została uwierzytelniona.

„Tam: koły wesna nastane, to wże taka krasna,
„Taka harna, zełenaja, myłeńka i jasna!
„Oj, Wołyniu, Wołyniu, tebe ne zabudu
„Aż do samoi smerti wspomynaty budu“...

Ordynat zwrócił się z zapytaniem:
— Bodziu, co to za śpiew? Nie znam go.
Chłopak się zaczerwienił.
— Sam go sobie ułożyłem, wuju.
— Ty?! No, i tu w Styrji tak czule wspominasz Wołyń.
— Bo, ja te kraje tu znam i podziwiam, lecz teraz przeniosłem się myślą nad taki boski parów w Rusłocku, gdzie marzyłem. Żebyś ty go znał wuju! Wiesz? zawsze sobie wyobrażałem, że ten głęboki jar, przepastny, wykopało piekło na zgubę ludzi, a niebo usiało go cudną roślinnością, ubrało skałami pysznemi, ocieniło dziewiczą puszczą drzew, aby ludziom, ot takim jak ja warjatom, dać trochę przyjemności.
— Więc kochasz Wołyń? A jednak Rusłocka nie lubiłeś...
— Nawet nie cierpiałem. Ale samej rezydencji i Ponieckich. Kraj kocham i lud kocham. Wszystko to harmonijnie dostraja się do mej natury; to tak, jakby kto buńczuk omotał w pajęczynę melancholji. Cudny kraj!
Ordynat spoglądał na sylwetkę profilu kuzyna na tle szyby i myślał nie bez wzruszenia:
— To porównanie, jakie zrobił do Wołynia, stosuje się do niego... Buńczuk, owiany melancholją, i poezją, i zapałem, lecz... złamany!... Jednak takiego warto ratować... To jeden z tych Michorowskich, którzy nie umieją słuchać, ale potrafią przewodzić.
Ordynat czuł, że w sercu wzbiera mu uczucie dla Bodzia — niemal ojcowskie.
Sam nad sobą zamyślił się poważnie, gdy byli już blisko Szwajcarji.
I oto na granicy pierwszego kantonu Waldemar zmienił nagle swój projekt.
— Wracamy do Głębowicz — rzekł do Bohdana.
— Jakto wuju?!... Myślałem, że teraz wahać się już nie będziesz co do Luci i że poto jedziesz...
— Ona jest narzeczoną Brochwicza.
— Ach! — skrzywił się Bodzio. Wuj w to wierzy? Sam fakt niczego nie dowodzi. Ona Jerzego nie kocha.
Waldemar się wstrząsnął.