Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż zatem robić?... Tak zostawić nie można. Lucia jest rozstrojona.
— Niech dziadzio napisze do ciotki; może na święta przyjadą?
Staruszek smutnie zwiesił głowę?
— Idalka nie przyjedzie: zanadto ją absorbuje zagranica. Zresztą boi się rozruchów.
Waldemar wzruszył ramionami.
Do pokoju wszedł cicho służący. Stanął przy drzwiach i chrząknął znacząco.
Pan Maciej drgnął niespokojnie. Ordynat spytał!
— Cóż tam znowu?
— Nowa bieda, jaśnie panie.
— No?...
— W Szalach znowu strajk. Ograbiony pałac...
— Jaki pałac?! Czyś zwarjował?! Przecie pałac ograbiony dawniej.
— A to pewnie pawilon. Kasjer zabity, i hrabstwo uciekli.
— Kto ci to mówił?
— Precz idzie słuch, jaśnie panie. Jechał stamtąd gajowy i mówił to samo.
— Czy on jest?
— Nie, pojechał.
— Niech natychmiast strzelec Jur konno jedzie do Szal, zobaczy i dowie się dokładniej. Prędko!
Służący wybiegł. Ordynat spojrzał na bladą twarz pana Macieja i rzekł spokojnie:
— Proszę się, dziadziu, nie przejmować... To jeszcze nic pewnego. Trochę w to wątpię: byłoby za prędko jedno po drugiem.
Pan Maciej gorączkowo potrząsnął ramieniem. Oczy starca gorzały, na policzkach wystąpiły wypieki.
— Waldy, ja się boję o ciebie! Słyszysz?! — Truchleję o ciebie... Takie czasy!
Ordynat siadł, wziął rękę dziadka, tulił do siebie. W twarzy miał wzruszenie. Przemówił łagodnie, jak do dziecka:
— Cicho, cicho, spokoju. No niech się dziadzio nie obawia.. no niema czego! Nic mi się nie stanie.
— Ale dziś nie pojedziesz?
— Zaczekam na wieści z Szal.