Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/166

Ta strona została uwierzytelniona.

uczucia i to było przesileniem rozpacznego gniewu. Tylko jawa nieszczęścia pozostała wciąż tak samo straszną.
Brochwicz ujrzał pustkę przed sobą, pustkę życiową, niby marę, włóczącą się za nim bezlitośnie. I zatrząsł nim dreszcz przerażenia, bo oto zrozumiał, że w tę pustynię bez oazy, iść musi samotny, z duszą zranioną, z sercem krwawem.
Hrabia odczuwał płacz wewnętrzny, rozrywający mu klatkę piersiową, lecz łzami nie płakał. Oczy były suche, ponure.
— Bohdan zwyciężył! — myślał hrabia bez przerwy.
Jaką tamten ma przewagę w pojęciu Luci, o ile wyżej ona go cenić może od tego, który ciągnął ją na bezdroża! Jerzy porównywał siebie z Bohdanem, ale odrazu sam sobie wydał się karykaturą.
Tamten działał na chłodno, on głównie dążył do zadowolenia swych pragnień. Ale... czy Bodzio był zupełnie obojętnym w swych uczuciach, gdy zrywał ich małżeństwo? Działał bez wiadomości ordynata — to widoczne! Czy tylko powodowany szlachetnością, czy też z powodów osobistych?
Hrabia zastanawiał się, dlaczego Bohdan, taki zapalczywy, tym razem był spokojnym. Pierwszą obelgę, gdy mu cofnięto dłoń, wytłómaczył pobłaźliwie; na słowa wyzywające odpowiadał bez wybuchów; mocował się z sobą, ale potrafił utrzymać takt, którego się w nim Brochwicz nie domyślał.
Co go tak zmieniło.
Jaka siła wstrzymała go od gwałtowności, znanej u niego powszechnie?
— Jedna jest jedynie możliwą: On kocha Lucię.
Ta myśl zarysowała się odrazu jako pewnik. Zgnębiła ostatecznie Brochwicza, bo na tle swego nieszczęścia ujrzał on znowu — rywala.
A jednak żałował, że obraził Bodzia. Niepokoił się, podziwiał krew zimną młodzieńca, czynił sobie wyrzuty. Zamknięty w swym gabinecie męczył się i cierpiał, nie widząc ratunku.
Zrozumiał, że nie dość jest kobietę kochać szalenie i okazywać jej głąb swych uczuć, nie dość jest miłować duchem i pożądać zmysłami, ale trzeba posiadać tę moc wyłączną, odrębną siłę psychologiczną, którą zniewala kobietę do wzajemności. Trzeba umieć otoczyć ukochaną siecią swej przewagi, delikatną i subtelną, ale trwałą nie ulegającą zniszczeniu. Trzeba z ostrożnością niesłychaną odróżnić despotyzm od tej odmiennej formy despotycznej, mającej władzę bóstwa, a wytworność i barwę storczyka.