Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/43

Ta strona została uwierzytelniona.

rąbią dworski las. Ordynat zwoływał ich, bez skutku. Rozpierzchli się tak szybko, że ujęto tylko kilku najzajadlejszych przewodników. Ale i ci, prócz drapania się w głowę i niezrozumiałego bełkotu, nie dawali wyjaśnień. Przestrach zniszczył ich odwagę, zdusił tryumf i żądzę zaboru. Ordynat, patrząc na nich, litośnie kręcił głową. Ta dzicz mogła uledz złym wpływom tem łatwiej, że brakło im szczypty cywilizacji, główną zaś ich cechą była chciwość.
Michorowski oglądał szkodę. Z żalem patrzał na potężne pnie dębów leżących ciężko na ziemi. Na odkryte rany, błyszczące świeżemi słojami, na mnóstwo rozłupanych drzazg, sterczących jak noże. Ordynat stał na tem cmentarzysku, niemal głowę chciał odkryć przed zwłokami mocarzów boru. A dęby nie ścięte mruczały cicho, rade z ocalenia, wdzięczne za ratunek, ale smutne, ale łzy roniące na ciała towarzyszów poległych.
Cały bór był jeszcze w osłupieniu, niemy, pod wrażeniem odegranej tu tragedji, głuchy, stroskany.
Ordynat wracał do pałacu wolno, z głową zwieszoną, jak po pogrzebie.
Drogę oświecały mu pochodnie; dokoła niego człapali konni; chłód przenikał go aż bolesny. W piersiach uczuł przebicie jakby dzidą, miecze miał w płucach. Brakło mu oddechu nawet do prędkiej jazdy.
Ale myślą był ciągle przy dębach.
Na szczęście nie wiele umarło. Takie kolosy i już bez życia, bez duszy. Nie zaszumią już, umilkły na wieki.
Ordynat westchnął.
Uczuł silne ukłucie w boku.
— Czym ranny? — pomyślał.




XIII.

Choroba wybuchnęła nagle ze zdumiewającą gwałtownością. Ordynat kaszlał, męczący ból w boku wzmagał się i groził.
Michorowski zaczął pluć krwią.
Chwilami tracił przytomność i znowu ją odzyskiwał.
Gorączka chwyciła go w zabójcze szpony.
Organizm silny i zawsze odporny tym razem uległ z żywiołową mocą. Zapalenie płuc rozgorzało mściwie, chłonąc mięśnie, krew i umysł. Michorowski walczył z chorobą jak lew, ale go zmogła. Zaczęła się już walka że śmiercią. Walka poważna, nie rokująca