Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/67

Ta strona została uwierzytelniona.

— To człowiek bez wartości.
Ordynat był innego zdania.
— Mylisz się, Luciu! — odrzekł sucho.
Więcej o Bohdanie nigdy nie rozmawiali.
Bodzio nie robił sobie nic z niechęci kuzynki, jakkolwiek niechęć tę odczuwał.
Do Słodkowiec jednak jeździł rzadko, bo i pan Maciej patrzał na niego krzywo.
Bodzio nazwał Słodkowce zakonem trapistów, ale Lucię bardzo lubił, tylko się jej zawsze sprzeciwiał, robiąc z siebie przy niej umyślnie monstrum. Prędko odkrył tajne uczucia jej dla Waldemara i zrozumiał, że nie mają wzajemności. Chcąc ją z tego wyratować, opowiadał niestworzone bajki o swej miłości beznadziejnej do jakiejś Ludgardy, księżniczki czeskiej, która go nie kocha, a za którą on szaleje.
— I widzi kuzynka: pomimo to jestem wesół i żyję. Cóż mam robić? Trudno kogoś zmuszać do kochania. A gdzież ambicja? Ja będę marzył o ukochanej, ukochana zaś gwiżdże na mnie. To sobie dobre! Najlepiej w takich razach mówić: „pal cię licho“; to przynosi ulgę.
Lucia zrozumiała, do czego Bodzio zmierza, i to ją gnębiło.
Bohdan dobrowolnie przyjął rolę pośrednika pomiędzy Lucią i ordynatem. Ją chciał wyleczyć z nieszczęśliwej miłości, Waldemarowi znów wmawiał stale wielkie zalety Luci, opiewał jej dobroć i urodę. I cieszył się myślą naiwną, że z czasem tę parę skojarzy. Odkrył raz swe zamiary panu Maciejowi, lecz źle trafił; dostał ostrą odprawę.
Pan Maciej, przerażony odkryciem Bohdana, zabronił mu stanowczo mieszania się do obopólnych uczuć Waldemara i Luci.
— Dlaczego?... Skoro byliby z sobą szczęśliwi, to czy nie należy im dopomódz? — oburzył się Bodzio.
Pan Maciej przeżuwał starczemi szczękami, chcąc się uspokoić. Zamiary Bohdana były jego najtajniejszem życzeniem. Pragnął z duszy całej, aby Waldemar pokochał Lucię i wziął ją za żonę. Lecz starzec nie śmiał o tem nawet myśleć. Odważne projekty Bodzia zaskoczyły starca niespodziewanie. Nie wiedział co odpowiedzieć na słuszną uwagę chłopca. Rzekł tylko:
— Oni się pobrać nie mogą, bo wszak są blisko spokrewnieni.
— Ee! to nie może być powodem! A papież od czego!? Ordynat powiedziałby, że z inną się nie ożeni, że ordynacja wobec