Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/73

Ta strona została uwierzytelniona.

Wzloty do istnienia, co już baśnią się staje.
Wzloty do snów tęczowych, co powrotu nie mają i są już mytem.
Iść trzeba, ale w ciżmach, gniotących swą ciasnotą i prostotą.
I swą pospolitością.
Iść bez oglądania się, ze wzrokiem, wbitym w szarą ziemię.
Bohdan się wzdrygnął. Koń pod nim zadrżał jakby mrozem przejęty. Młodzieniec wyciągnął ramiona do gęstych obłoków, spadłych na ziemię, i modlił się do nich:
— ...Spowijcie mię w siebie, wy, nieuchwytne, abym nie widział istnienia swego...
Abym się rozpłynął w bieli waszych pian, i jak one, śnił przy księżycu...
I abym doliny swej mógł nie widzieć, a jeśli nie gwiazdy są dla mnie ostoją, to niech ziemia nie będzie nią...
Popłynę z wami, rozwiany, senny i kąpać się będę w nurtach waszych, wy zaś ukojenie mi dacie...
I wy mię przeniesiecie...
Wtem Ramzes szarpnął się gwałtownie, stanął dęba. Bohdan chwycił cugle, ściągnął, lecz koń ruszył z kopyta. Prawie z pod nóg wypadł mu duży zając. Pomknął chyżo, zaszył się w mgłę. Wystraszony koń biegł cwałem.
Bohdan nie był wprawnym jeźdźcem; czuł, że zleci. Objął ramionami szyję araba, i oplątany w zdradzieckich zwojach gnał, jak duch przestrzeni.
Biały, duży koń niósł na sobie, jak łupinę, szczupłą postać Bohdana. Zaorywali się razem w kłęby mgliste i świecili w aluminiowym blasku księżyca. Tętent walił przed nimi, jak głuche warczenie bębna.
Bohdan już oswoił się z biegiem Ramzesa. Przytulony do niego, upijał się tą nocą tajemniczą i niezwykłością widoków. Zaczął kierować koniem. Gdzie dojrzał gęstszy zwał mgły, tam zwracał wierzchowca i pędził na przepadłe; z rozkoszą zanurzał się w wilgotnej, dusznej atmosferze chmurnej, bódł opary piersią araba, lecz ich nie rozpraszał. Roztwierały się przed nim i zamykały natychmiast. Ginął w nich, zatracał się. I pił, pił chciwie samowiedzę swobody. Niosła go ona górnie, niby skrzydła sokole.
Utopił się w jej mirażu.
W pewnem miejscu zaczerniał przed koniem duży rów pełen wody. Woda była siwa, drobne kłaczki mgły wisiały nad nią.