Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/86

Ta strona została uwierzytelniona.

Bodzio wzruszył ramionami.
— Oh! nie bądź taki święty, wuju! Co za bachanalje?! Jeszcze ci przecie na taras nie wprowadziłem się ze swoją drjadą; ale na gaj różany możesz pozwolić. Tego — to nawet Zeus nie zastrzegał faunom. Twój fraucymer się nudzi, wuju; muszę pocieszać płeć piękną. Do widzenia!
— Zaczekaj. Powiedz mi, czy ty wiesz, czem to pachnie?
— Dobrze! dobrze, wuju: To potem, a tymczasem ja... muszę mieć Haneczkę, bo to żywy posąg. Ojej! żebyś ty widział, wuju, jak się kąpała!... Osaczam ją zaledwo. Do widzenia!
Ukłonił się ordynatowi z gracją, z wielką werwą machnął kapeluszem w stronę Herbskiego i znikł za różami. Dolatywał tylko stamtąd filuterny głos jego, śpiewający jakąś burleskę niemiecką.




XXVI.

W połowie października przyjechała do Słodkowic pani Idalja Elzonowska.
Ciche życie dziadka z wnuczką zmieniło się w ciągłe i burzliwe sceny.
Baronowa chciała zabrać Lucię za granicę, dziewczyna oparła się stanowczo. Żadne namowy nie miały wpływu. Pan Maciej prosił od siebie, ale nieszczerze. Wolał, żeby Lucia była bliżej ordynata. Starzec kochał wnuczkę całą duszą i pragnął połączyć ją z Waldemarem. Ale przed panią Idalją nie zdradził swych marzeń.
Po długich sporach wyjechali wszyscy do Warszawy. Bodzio uprosił u ordynata urlop na miesiąc i wyjechał razem z nimi.
W Warszawie Lucia spotkała Brochwicza. Zaczęły się dla niej nowe dni udręczeń duchowych. Młody hrabia kochał ją bez zmiany i widocznie nadziei nie tracił. Bolała ją najwięcej świadomość, że Waldemar popiera sprawę Brochwicza. Nie mogła mu tego wybaczyć.
Wszyscy byli po stronie hrabiego, prócz pana Macieja i Bohdana. To spowodowało, że Lucia życzliwiej spoglądała na mniej lubianego dawniej Bodzia.
Pani Idalja otworzyła szeroko gościnne drzwi swych salonów, przyjmowała mnóstwo osób ze sfer najwyższych, starannie dobiera-